|
Serial Zorro Forum fanów serialu Zorro
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:36, 29 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Nasza urocza księżniczka Sara opowiada nam kolejne bajki. Najpierw o Lassie, najsłynniejszym psie na świecie. Nie ma chyba bardziej słynnego psa. Oczywiście było sporo innych piesków w popkulturze, że choćby przypomnę nasze polskie psiaki: Szarik, Cywil, Alex. Ale chyba nie ma drugiego bardziej od Lassie popularnego. Lassie podbiła cały świat swoją historią o tym, jak powraca do swojego ukochanego pana pomimo tego, że wywieźli ją od niego na drugi koniec kraju. Ta opowieść podbiła serca czytelników, a potem widzów, ponieważ pierwsza ekranizacja powstała w roku 1943 i jest dedykowana pamięci pisarza, autora powieści "LASSIE, WRÓĆ!", który niestety nie doczekał premiery filmu, gdyż zginął jako pilot w walce z Niemcami kilka miesięcy przed jego ukończeniem. Ale uważam, że byłby z niego dumny. W kilku scenach ten film wyciska łzy z oczu, a szczególnie piękne zakończenie. I jeszcze dodajmy do tego uroczą Elizabeth Taylor jeszcze jako dziecko, która wtedy dopiero zaczynała swoją karierę i jej słowa "Biedna Lassie" przeszły do historii kina Potem powstała cała masa nowych wersji przygód Lassie, choć mało która tak naprawdę bazowała na książce w pełni. Większość to swobodne adaptacje, często uwspółcześnione, choć nie znaczy to, że złe. Przykładem jest serial animowany "LASSIE I PRZYJACIELE", gdzie akcja się rozgrywa w naszych czasach, panią Lassie jest 11-letnia Zoey, która wraz z nią i swoim najlepszym przyjacielem Harveyem przeżywają niesamowite przygody w parku Yellowstone. Świetna bajka i dowód na to, że Lassie i jej losy wciąż zachwycają ludzi Warto też wspomnieć o wersji "LASSIE" z 2005 roku, gdzie mamy wyjątkowo kolejną ekranizację książki, dość jej wierną, choć pozwolono sobie w niej na kilka ciekawych zmian. I oczywiście nie przebiła ona wersji z 1943 roku, choć nie była od niej wiele gorsza Ciekawa jest ta baśń o braciach zamienionych w kruki. Jest to kolejna wariacji baśni, która niedawno była opowiadana przez Sarę, więc nie będę się powtarzał, ale powiem, iż ta opowieść o braciach zamienionych w ptaki (raz są to łabędzie, raz kruki) ma kilka wariacji, jedna jest Andersena, aż trzy są braci Grimm, a nawet jedna czy dwie jest polska i pochodzi z legend słowiańskich. To znaczy jedna jest słowiańska, druga już polska i chrześcijańska. Ale tak czy inaczej, ta opowieść jest jedną z najciekawszych baśni świata, na co wskazuje fakt, że tak często jest przerabiana i doczekała się tylu wariacji A gdzieś słyszałem ten tekst, o jakim mówi Diana. Czy trzeba udawać idiotkę, aby złapać męża? Moim zdaniem tylko głupiec chce głupią żonę, aby go nie przebiła inteligencją. Bo sam jest miernotą i woli otaczać się miernotami aniżeli ludźmi inteligentnymi. Diana jest śliczna, ale niestety, trochę racji jest w tym, że nie jest tak bystra jak Ania. Przynajmniej w oryginale, gdzie odnosiłem wrażenie, że chwilami robi za cień Ani. Gdybym nie wiedział, że Ania taka nie jest, pomyślałbym, że niczym pewna Mandy z pewnego serialu młodzieżowego otacza się tylko takimi płaskimi i nieciekawymi osobami, aby pośród nich błyszczeć. Bo przecież w książce te wszystkie koleżanki Ani, te jej rzekomo wielkie przyjaciółki były strasznie głupie i płytkie, łącznie z Dianą, która tym się wyróżnia od innych, że ma jeszcze garstkę osobowości. A potem i tak zapomniała o Ani i nie zadawała się z nią, bo miała swoje bogate i szczęśliwe życie. Kto wtedy pamięta o przyjaciołach? Na szczęście tutaj Diana ma swoją osobowość, aż miło się to czyta. Ania wiadomo, nie była jak Mandy, ale trochę mam wrażenie, że podświadomie wybierała sobie w oryginale za przyjaciół osoby, które nie mogą ją przyćmić, aby błyszczeć między nimi i móc się popisywać. Taka kompensata za lata bycia nikim. Ale to tylko teoria. Inna mówi, że po prostu autorka nie chciała opisywać tych koleżaneczek Ani i dlatego opisała je jako tzw. bohatera zbiorowego, z którego tylko Diana się wyróżnia, choć nie za mocno, wbrew pozorom. Dlatego tak mi się podoba, że tutaj, podobnie jak w serialu animowanym z roku 2002 Diana ma własną osobowość. W serialu umiała nawet obrazić się na Anię, być zazdrosną, gdy ta ją lekko zaniedbywała i dobrze doradzić i skrytykować jej zachowanie. Miło się to oglądało. Wreszcie Diana osoba żywa, a nie papierowa. I dlatego tak przyjemnie mi się czyta ten fanfik. Diana tu ma też osobowość. Tylko szkoda, że chłopak rani ją, bo prawiąc komplementy nie chwali jej wiedzy i inteligencji, którą ona posiada tutaj. Ale może jeszcze nie wie, jaka ona jest bystra? Może musi z nią dłużej porozmawiać? I wtedy przekona się, że oprócz urody Diana ma więcej do zaoferowania. Jestem ciekaw, czy to zrobi. Trzymam kciuki za to, żeby tak było. Bo fajnie by było, gdyby Diana, dotąd podkochująca się w Gilbercie, znalazła sobie fajnego i wartościowego chłopaka. Tylko czy będzie nim Karolek Hamilton? Liczę na to, że dowiemy się tego z kolejnych odcinków tej historii, na które z przyjemnością czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Pon 9:49, 30 Gru 2024 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
-Jesteś jakaś zmartwiona Diano -zauważyła doktor Marigold.
-Zastanawiam się tylko -rzekła dziewczyna. Nie mam takich zdolności jak Ania czy Sara.
-Każdy jest inny -odparła doktor Marigold. Nie jesteś mniej mądra od nich. Raczej jesteś realistką i twoja mądrość opiera się na twardym stąpaniu po ziemi, a nie na talentach artystycznych. I czasem taka mądrość jest lepsza.
-Naprawdę tak pani myśli ?
-Tak -rzekła doktor Marigold z uśmiechem. Jesteśmy różni i dzięki temu świat jest ciekawy i kolorowy.
Dziewczynka uśmiechnęła się, pożegnała się z panią doktor i postanowiła iść do sklepu. Idąc ulicą dostrzegła nagle Karolka Hamiltona.
-Witaj -rzekł zbliżając się do niej.
-Witaj.
-Zrozumiałem swój nietakt -rzekł chłopak, zbliżając się do niej. Tata mi wszystko wytłumaczył. Jesteś nie tylko ładna, ale też miła, wesoła, mądra i dobra.
-Dziękuję Karolku -odparła Diana.
-Mogę cię odprowadzić do domu ?
-Tak -rzekła uśmiechając się do niego swym uroczym uśmiechem.
-Co nam dziś opowiesz Saro ?
Pies Baskerville'ów
W majątku Baskerville Hall ginie tajemniczo właściciel, sir Charles Baskerville. Według legendy krążącej od dziesięcioleci pośród członków rodziny jego śmierć jest wynikiem klątwy, jaka spadła dawno temu na cały ród. Była ona efektem zbrodni i gwałtów, jakich dopuszczał się jeden z Baskerville'ów, sir Hugon. Od jego czasów rodzinę prześladuje ponoć piekielny czarny pies, który zionie ogniem z pyska i zabija każdego Baskerville'a po kolei. W tę historię nie wierzy jednak doktor Jakub Mortimer, przyjaciel dziedzica majątku, sir Henry'ego, i zleca zbadanie sprawy Sherlockowi Holmesowi.
Obok majątku mieszka przyrodnik, Jack Stapleton, i jego siostra Beryl. Sir Henry zakochuje się w niej, ale okazuje się, że Jack jest temu związkowi zdecydowanie przeciwny. Na wrzosowisku ginie ukrywający się tam zbrodniarz Selden (brat służącej sir Henry'ego), który był ubrany w marynarkę sir Henry'ego. Obok niego widać ślady łap wielkiego psa. Sherlock Holmes dochodzi do wniosku, że pies nie jest legendą, ale prawdziwym zwierzęciem, i przeprowadza śledztwo, w wyniku którego dowiaduje się, że Stapleton jest potomkiem Baskerville'ów. To on hoduje psa i zabija krewnych, mając nadzieję, że przejmie po nich majątek. Beryl zaś jest jego żoną, a nie siostrą; próbuje zmuszać ją do wystawiania dziedziców majątku na pastwę psa poprzez rzekome uwodzenie ich i umawianie się na nocne spotkania na wrzosowiskach, ale kobieta buntuje się i nie chce współpracować, za co jest przez męża bita i więziona w domu. To ona zdradza detektywowi kryjówkę Jacka. Zbrodniarz topi się w bagnie podczas ucieczki, a pies zostaje zastrzelony, gdy próbuje zaatakować sir Henry'ego i Holmesa.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 10:48, 30 Gru 2024, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:17, 30 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Historia trwa, nasi bohaterowie mają dalej ciekawe perypetie. Doktor Marigold mądrze poradziła Dianie, że nie musi być jak Ania czy Sara. Przecież nie o to chodzi, aby wszyscy ludzie byli tacy sami. Każdy jest inny i wyjątkowy na swój sposób i nie należy nikogo naśladować, a jedynie być sobą. Karolek niczym panicz Czyński zrozumiał swój nietakt i przeprosił ją. Na szczęście dziewczyna się nie gniewa. Chłopak docenia jej inteligencję i sympatyczny charakter, dobre serce i urok osobisty. Jestem ciekaw, czy tylko jest wobec niej szczery? Mam nadzieję, że tak. Bo szkoda by było, aby dziewczyna miała cierpieć przez jakiegoś nędznego podrywacza. Żeby tylko on był wobec niej fair. Diana zasługuje na szczęście w miłości Sara lubi poważną literaturę. Do jej grona zainteresowania zalicza się także seria książek o Sherlocku Holmesie. Opowiada właśnie dzieciom najsłynniejszą część tej serii, czyli "PSA BASKERVILLE'ÓW". Nie da się zaprzeczyć, że ze wszystkich książek o Sherlocku Holmesie, ta jest zdecydowanie najsłynniejsza. Choć należy zauważyć, iż to też jedyna powieść, która ociera się o horror, bo pozostałe książki z tej serii tego nie robią, a jeśli już, to tylko w lekki sposób. Należy zauważyć, iż ta najsłynniejsza powieść o Holmesie została napisana w pewnym sensie na odczepnego. Autor nieco wcześniej uśmiercił już Sherlocka Holmesa, który stanął w jednym z opowiadań w zbiorze "DZIENNIKI SHERLOCKA HOLMESA" do walki ze swoim największym wrogiem, profesorem Jamesem Moriartym i obaj w tym pojedynku zginęli, spadając w odmęty wodospadu Reichenbach. Czytelnicy domagali się powrotu Holmesa, więc autor napisał tę powieść, której akcja się dzieje przed spotkaniem z Moriartym. W podobnym stylu napisana została powieść "DOLINA GROZY". Jednak nie ucieszyło to czytelników, oni chcieli kolejnych przygód Holmesa żywego, który wcale nie zginął. Załamany autor, który chciał się odciąć od słynnego detektywa, ostatecznie uległ prośbom, zwłaszcza, że dołączył do nich sam król Edward VII. Królowi się nie odmawia, więc ożywił Holmesa. Napisał jeszcze trzy kolejne zbiory przygód Holmesa, z których dowiadujemy się, iż w odmętach wodospadu zginął tylko Moriarty, a Holmes upozorował swoją śmierć, aby dopaść resztę jego gangu, a gdy to się stało, powrócił do gry i rozwiązał jeszcze wiele spraw Sherlock Holmes to w ogóle postać tak sławna, że długo by to można było o niej opowiadać. Jeśli chodzi o "PSA BASKERVILLE'ÓW", to jest najbardziej lubiana przez filmowców książka o przygodach słynnego detektywa. I najczęściej ze wszystkich ekranizowana. W pierwszej adaptacji z roku 1939 zagrał Basil Rathbone, co zresztą stało się początkiem serii filmów z tym aktorem w roli Holmesa. Potem powstało kilka kolejnych adaptacji, jedne lepsze, a drugie gorsze. Zdjęcia umieszczone przy tym rozdziale pochodzą z adaptacji z roku 1959, gdzie rolę Sherlocka Holmesa zagrał Peter Cushing, a sir. Henry'ego Baskerville'a zagrał Christopher Lee, co jest bardzo ciekawym zestawieniem tych aktorów, bo obaj panowie zagrali ze sobą także w jednej wersji "DRACULI", gdzie Christopher Lee był Draculą, a Peter Cushing był walczącym z nim naukowcem, profesorem Abrahamem Van Helsingiem Adaptacja ta jest bardzo ciekawa i interesująca, choć nie jest to wierne oddanie fabuły książki, wprowadzono w nią sporo zmian, choć zdecydowanie nie psujących wcale odbioru historii i klimatu naszego ulubionego detektywa Jestem ciekaw, czy Sara zna inne opowieści o przygodach Holmesa i czy jeszcze jakieś opowie. Gdyby tak było, sam z przyjemnością dołączę do grona jej słuchaczy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Wto 9:13, 31 Gru 2024 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
-Co nam dziś opowiesz Saro ?
Morderstwo w Orient Expressie
Akcja powieści rozpoczyna się, gdy detektyw Hercules Poirot powraca z Azji, w której niedawno rozwiązywał tajemniczą zagadkę kryminalną. Do Europy zamierza przyjechać słynnym pociągiem Orient Express. Kiedy do niego wsiada, okazuje się, że pociąg jest przepełniony i wszystkie miejsca są zajęte. Jednak dzięki pomocy przyjaciela – pana Bouca – detektyw odnajduje wolny przedział.
W trakcie podróży rozmowę z Poirotem rozpoczyna pewien amerykański milioner, Samuel Ratchett. Szuka on kogoś, kto wykryje autora pogróżek, jakie od pewnego czasu dostaje. Choć proponuje Poirotowi wysokie honorarium, nie zamierza podjąć się tej sprawy, gdyż Ratchett nie budzi w nim sympatii, a wręcz okazuje się gburem, czym go do siebie skutecznie zraża.
Nazajutrz odnalezione zostają zwłoki Ratchetta, którego ktoś zasztyletował w przedziale. Ciało wygląda na całkowicie zmasakrowane, tak jakby sprawca działał w napadzie furii. Podejrzenie pada na dwunastu pasażerów wagonu. Drzwi do innych przedziałów były bowiem zamknięte, sprawca nie mógł też uciec z miejsca zbrodni, gdyż pociąg utknął w nocy w śnieżnych zaspach w okolicy Bałkanów.
Hercules postanawia wszcząć śledztwo. O pomoc prosi pana Bouca i jednego z pasażerów sąsiedniego wagonu – greckiego lekarza, pana Constantine’a. Podejrzani przesłuchiwani są kolejno w pociągu. Zbiera się więc dosyć ciekawa grupka, w skład której wchodzą:
- Hector MacQueen – młody Amerykanin, będący sekretarzem i tłumaczem ofiary;
- Edward Masterman – Brytyjczyk, kamerdyner ofiary;
- Mary Bebenham – ciemnowłosa młoda Brytyjka, pracująca w Bagdadzie jako guwernantka;
- Pułkownik Robert Arbuthnot – wysoki oficer armii brytyjskiej, właśnie powracający z Indii;
- Księżna Natalia Dragomiroff – rosyjska księżna;
- Hildegarda Schmidt – Niemka, służąca księżnej;
- Hrabia Rudolf Andrenyi – wysoki dyplomata z Węgier, podróżujący do Francji;
- Hrabina Helena Andrenyi – jego młoda żona;
- Greta Ohlsson – kobieta w średnim wieku, misjonarka ze Szwecji, właśnie powracająca do domu z wakacji;
- Carolina Hubbard – pulchna, starsza Amerykanka, pracująca jako nauczycielka w Bagdadzie;
- Antonio Foscarelli – elegancki i bardzo żywiołowy biznesmen z Włoch;
- Cyrus Hardman – postawny mężczyzna, sprzedawca taśm do maszyn do pisania, Teksańczyk.
Prowadzone śledztwo napotyka jednak na liczne utrudnienia, choćby takie, że wszyscy podejrzani mają żelazne alibi. W każdym z przesłuchań pojawia się ktoś, kto twierdzi, że w chwili zbrodni widział daną osobę w innym miejscu niż przedział, w którym dokonano zabójstwa.
Poirot trafia jednak na pewien ślad – jak się później okaże, będzie bardzo istotny dla śledztwa. Okazuje się mianowicie, że Ratchett w rzeczywistości nazywał się Casetti i był poszukiwanym przestępcą. Kierował on szajką porywaczy w głośnej sprawie Armstrongów, kiedy to w okrutny sposób zamordowano córkę Armstrongów – Daisy. Jej matka będąc w zaawansowanej ciąży doznała szoku, na skutek którego nastąpił przedwczesny poród. Matka razem z córką zmarły, a ojciec dowiedziawszy się o wszystkim, w akcie desperacji zastrzelił się. To, co przydarzyło się Armstrongom, wstrząsnęło całym światem, gdyż postrzegano ich jako zacną i ogólnie poważaną rodzinę.
Pytanie, czy w Orient Expressie był ktoś, kto poznał Casettiego i w akcie zemsty za Armstrongów postanowił go zabić?
Detektyw Poirot usiłuje znaleźć rozwiązanie. Tak naprawdę winni zbrodni są wszyscy pasażerowie z wyjątkiem hrabiny Andrenyi, która jednak paradoksalnie mogłaby być główną podejrzaną, bo miała najwięcej powodów, by zabić Ratchetta. Detektyw odkrywa, że każdy z podejrzanych jest w jakimś stopniu spokrewniony z rodziną Armstronngów. A wygląda to następująco:
- Pani Hubbrad – to w rzeczywistości Linda Arden i babcia małej Daisy;
- Hrabia Andrenyi – zastąpił swoją żonę w zabójstwie;
- Pułkownik Arbuthnot – najlepszy przyjaciel Armstronga, z którym zapoznał się jeszcze w czasach służby wojskowej;
- Hector MacQueen – dawny adorator pani Armstrong;
- Księżna Dragomiroff – przyjaźniła się z Lindą Arden i całą rodziną Armstrongów;
- Mary Debenham – była guwernantka małej Daisy;
- Antonio Foscarelli – był szoferem Armstrongów;
- Greta Ohlsson – była pielęgniarką rodziny Armstrongów;
- Hildegarda Schmidt – była kucharką rodziny Armstrongów;
- Mastermann – był kamerdynerem rodziny Armstrongów;
- Cyrus Hardman – były narzeczony pokojówki Armstrongów, którą niesłusznie oskarżono o współpracę z porywaczami i udział w zbrodni, dlatego popełniła samobójstwo;
- konduktor wagonowy – Pierre Michael – był ojcem pokojówki.
Dokonana zbrodnia miał być zatem zemstą na zbrodniarzu. Wszyscy znajomi rodziny Armstrongów zszokowani makabryczną zbrodnią postanowili sami wymierzyć sprawiedliwość. Na długo przed wyruszeniem pociągiem uknuli misterny plan i przystąpili do jego realizacji. MacQueen i Masterman celowo zatrudnili się u Ratchetta, by mieć wgląd w jego harmonogram i by akurat jechał on Orient Expressem tego dnia, co oni.
Cała zaś dwunastka bohaterów wykupiła pozostałe miejsca w przedziale i udawała, że w ogóle się nie znają. Nieoczekiwanie jednak Hercules Poirot zajął ostatnie, pozostałe jeszcze miejsce. To jednak nie przeszkodziło im w dokonaniu zemsty na porywaczu. W nocy każdy z nich wślizgnął się do przedziału ofiary i zadał jej po jednym ciosie. Tylko Hrabina Andrenyi z powodu swojej nadmiernej wrażliwości nie brała udziału w morderstwie i pozostała na noc w swoim przedziale. Zastąpił ją jednak jej mąż, który za nią wymierzył cios ofierze.
Zaplanowano, że „przysięgłych” będzie dokładnie dwunastu. Zamierzano też w jakiś sposób upozorować ucieczkę „sprawcy” na następnej stacji. Nie przypuszczano jednak, że pociąg utknie w zaspach i że do planowanej stacji tej nocy w ogóle już nie dojadą. Teraz zdawali sobie sprawę, że nie tak łatwo uda im się oczyścić z podejrzeń. Do końca zamierzali jednak mydlić oczy śledczym i gwarantować sobie nawzajem niepodważalne alibi. Mieli nadzieję, że ten sposób śledztwo zostanie umorzone i nikt z nich nie zostanie zatrzymany.
Hercules Poirot okazał się jednak od nich o wile sprytniejszy. Linda Arden chcąc uratować innych, wzięła na siebie całą winę i powiedziała, że ona jest wyłączną pomysłodawczynią morderstwa. Poirot postanowił jednak okazać winnym litość i wyjątkowo nie oddać ich w ręce policji. Wzruszyła go ich solidarność wobec Armstrongów i rozumiał powody i motywy, które nimi kierowały. Dlatego podjął decyzję, że policji poda fałszywą informację o tajemniczym mordercy, któremu udało się zbiec z pociągu.
Dzięki temu nikt nie miał już poznać prawdziwych okoliczności śmierci Ratchetta.
-Jest nowy rok ,trzeba wymyślić jakieś postanowienia noworoczne -rzekła Diana. Chciałabym schudnąć i wyglądać tak jak ty Aniu.
-A ja chciałabym bym być mniej roztrzepana i nauczyć się dobrze smażyć pączki -rzekła Ania.
-A ja zdać dobrze wszystkie egzaminy i zostać uczniem liceum medycznego -rzekł Gilbert.
-Ja chce zostać pastorem -rzekł Karolek Hamilton. Ale nie wiem, czy w tym Nowym Roku to się uda.
-A ty Jerry ?
-Nie mam żadnych postanowień -rzekł chłopak. I tak żadnego z nich nigdy nie dotrzymałem.
-Ja nie chce nikomu zazdrościć -rzekła Sara.
-A zazdrościsz -spytał zdumiony Jerry.
-Tak, ale nie powiem wam czego -odparła Sara.
Gdy wszyscy się rozeszli, Jerry podszedł do Sary.
-Możesz mi powiedzieć czego zazdrościsz innym. Ja nikomu nie powiem. Myślałem, że masz wszystko, czego więc możesz zazdrościć ?
-Zazdroszczę ci, że masz mamę -odparła Sara. Ja mojej prawie wcale nie pamiętam.
-A doktor Marigold ? Kocha cię jak własną córkę ?
-Tak, jest dla mnie bardzo dobra. Ale żałuję, że nie mam zbyt wielu wspomnień z mamą. Miałam tylko trzy laka jak mama zmarła.
-Przykro mi -rzekł Jerry.
-Jesteś dobrą osobą Jerry -odparła Sara, patrząc na niego z sympatią.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 13:22, 31 Gru 2024, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:20, 31 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Widzę, że w Avonlea nasi bohaterowie mają coś w rodzaju noworocznych postanowień. I w sumie, czemu nie? Przecież to ciekawa tradycja. Choć z drugiej strony wielu jej zarzuca i niebezpodstawnie, że to dziwne, tak obiecywać sobie tylko na Nowy Rok, że coś się w sobie samemu zmieni, a w inne dni zupełnie o tym nie pamiętać. Postanowienia o zmianie swoich wad czy cech, które nie tylko innym, ale też i nam samym nie pasują, powinny być całkowicie pewną i poważną decyzją i podjętą na stałe, a nie dlatego, że tak tradycja nakazuje. Wszystkie dzieci mają też ciekawe plany. Dobrze, że Ania podnosi na duchu Dianę i uświadamia jej, że ma naprawdę wspaniałe zalety, których ona sama lekko jej zazdrości. Bo chwilami Diana zdaje się wszystkiego zazdrościć Ani, a jak się okazuje, Ania i jej czegoś zazdrości. Sara bardzo lubi doktor Marigold, która wyszła za jej tatę, ale czasami brakuje jej mamy, co jest zrozumiałe. Na szczęście Jerry ją podnosi na duchu. Coś tak czuję, że będzie miłość z tego Sara naprawdę lubi kryminały. Teraz opowiedziała przyjaciołom słynną opowieść o Morderstwie w Orient Expressie. To bodajże najsłynniejsza powieść o przygodach słynnego detektywa Herkulesa Poirota i jeden z najsłynniejszych kryminałów Agathy Christie (jeden, bo kilka uważa się za jej najlepsze dzieła, jak choćby "I NIE BYŁO JUŻ NIKOGO"). Niesamowita autorka, wspaniała i pomysłowa, z ogromnym talentem pisarskim, umiejąca wymyślać tak skomplikowane i zarazem ciekawe opowieści kryminalne, że głowa mała. Niekwestionowana Królowa Kryminałów, która koronę dostała jako druga osoba w świecie literatury, pierwszą bowiem osobą, która ją nosiła był Król Kryminałów, sir. Arthur Conan Doyle, swego rodzaju mentor Agathy. Opowieść o morderstwie w Orient Expressie jest nietypowym kryminałem, bo wszyscy podejrzani okazują się być winni. W żadnym innym kryminale potem już nie pojawił się taki wątek, co sprawia, że ta powieść jest wciąż wyjątkowa. Dodatkowo ze wszystkich przygód Poirota jest najbardziej lubiana przez filmowców, była ona ekranizowana aż cztery razy, ostatnia adaptacja powstała zaledwie kilka lat temu. To ciekawa opowieść, bo inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Inspiracją dla stworzenia tej powieści była dla Agathy Christie sprawa porwania małego Lindbergha, synka tego słynnego pilota. Chłopca porwano i zabito niedługo potem, a potem wyłudzono od ojca okup. Sprawców złapano, ale sprawa do dziś budzi kontrowersje. Czy aby na pewno złapano właściwe osoby? Czy dowody nie były nazbyt jednoznaczne? Czy proces w sprawie krzywdy zadanej tak sławnej osobie nie został poprowadzony nazbyt szybko? Czy ojciec chłopca, jak chce jedna z teorii, stał za porwaniem i miał to być "niewinny" żarcik spłatany nielubianym teściom, co miałoby sens, gdyż Lindbergh słynął z robienia niewybrednych żartów swoim bliskim? Nigdy nie dowiemy się wszystkiego. I zapewne nigdy nie poznamy prawdy. Agatha Christie postanowiła zatem napisać powieść o porwaniu i zabiciu małej Daisy Armstrong, córki bogaczów na Long Island i bardzo dobrych ludzi, którzy wkrótce potem umierają w tragicznych okolicznościach. Ale zostawili bliskich, którzy postanowili odnaleźć mordercę małej Daisy, szefa tego parszywego gangu i wymierzyć mu sprawiedliwość, nie tylko w imieniu Armstrongów, ale także i wszystkich innych ofiar bandziorów, aby ci bandyci wiedzieli, że nie będą nigdy bezkarni, że może i umkną wymiarowi sprawiedliwości, ale samej sprawiedliwości nie unikną. Poirot na szczęście przyjmuje sposób myśleniu dwunastu mścicieli i postanawia prawdę zachować dla siebie, a policji przedstawić wersję, że bandytę Cassetiego zamordował członek mafii, wysłany po to, aby ukarać drania za złamanie zasad "Rodziny". Prawdę zachowuje dla siebie i jedynie w trzech innych kryminałach wspomina o tej sprawie, ale pobieżnie. W powieści "KARTY NA STÓŁ" okazuje się, że posiada sztylet, którym zamordowano Cassetiego. W powieści "ŚMIERĆ NA NILU" wspomina, iż w sprawie Orient Expressu podłożono mu jedno z narzędzi zbrodni, żółte kimono. W powieści "RENDEZ-VOUS ZE ŚMIERCIĄ" jedna z podejrzanych mówi do Poirota, aby odpuścił sobie prowadzenie śledztwa w sprawie zabitej podłej i nikczemnej kobiety, co może zrobić, skoro w sprawie Orient-Expressu zrobił wyjątek. Poirot zaskoczony pyta, skąd ona posiada te informacje, ale nie otrzymuje odpowiedzi. Warto dodać, że niedawno kilka znanych kryminałów Christie dostało swoje komiksowe wersje i "MORDERSTWO W ORIENT EXPRESSIE" jest jednym z nich. Niesamowicie ciekawa historia w sam raz dla miłośników dobrych książek i dobrych starych kryminałów. Takich jak ja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Czw 14:14, 02 Sty 2025 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
Co nam dziś opowiesz Saro ?
Spółka kota z myszą
Bajki braci Grimm
Kot zapoznał się z myszą i tyle jej naopowiadał o przyjaźni, jaką żywi dla niej, że mysz zgodziła się wreszcie zamieszkać z nim w jednym domu i prowadzić wspólnie gospodarstwo.
- Na zimę jednak musimy zrobić zapasy - rzekł kot, abyśmy nie cierpieli głodu! Zwłaszcza ty, myszko. mogłabyś poszukując jedzenia wpaść w pułapkę!
Rada była słuszna i mysz z kotem kupili wspólnie garnek smalcu. Nie wiedzieli jednak, gdzie go postawić, wreszcie po długim namyśle kot rzekł:
- Sądzę, że najlepiej schować garnek w kościele. Tam nikt się z pewnością nie waży niczego tknąć. Postawimy go pod ołtarzem i nie ruszymy wpierw, aż nadejdzie zima.
Tak też uczynili, ale po krótkim już czasie przyszła kotu ślinka na smalec, rzecze więc do myszki:
- Muszę ci powiedzieć, myszko, że kuzynka moja prosiła mię w kumy; powiła ona synka, białego w brązowe łatki, a ja mam go trzymać do chrztu. Pozwól więc, że wyjdę dzisiaj, a ty zajmij się domem.
- Dobrze, dobrze - rzekła myszka - idź w imię Boże, a jeśli dostaniesz coś dobrego do jedzenia, to pomyśl o mnie. Chętnie wypiłabym też kropelkę czerwonego wina.
Oczywiście wszystko to było zmyślone, kot nie miał wcale kuzynki i wcale nie był proszony w kumy. Poszedł wprost do kościoła, zakradł się do garnka ze smalcem i począł go lizać, aż zlizał cały tłuszczyk z wierzchu. Potem udał się na spacer po dachach, obejrzał sobie okolicę, wreszcie wyciągnął się na słońcu, oblizując się na myśl o smalczyku. Dopiero późnym wieczorem powrócił do domu.
- Jesteś wreszcie - rzekła mysz - wesoło pewnie spędziłeś dzień.
- Owszem - odparł kot.
- A jakież imię dano dziecku? - zapytała mysz.
- Powierzchu - odparł kot.
- Powierzchu? - zawołała mysz - to bardzo dziwne imię! Czy powtarza się ono w twojej rodzinie?
- Wcale nie gorsze - odparł kot - niż złodziejskie imiona twoich chrześniaków!
Wkrótce potem kota wzięła znów chętka, aby zakosztować smalcu. Rzekł więc do myszy:
- Wybacz, że i dziś cię opuszczę. Proszono mnie raz jeszcze w kumy, a że dziecię ma białą obwódkę wokół szyi, nie mogę odmówić.
Dobra mysz zgodziła sie i tym razem, a kot zakradł się do kościoła i wyjadł garnek do połowy.
- Nigdy smalec nie jest lepszy - pomyślał - niż kiedy się go je samemu.
Gdy powrócił do domu, mysz zapytała:
- A temu dziecku jakie dano imię?
- Dopołowy - odparł kot
- Dopołowy? co też ty mówisz! Póki żyję nie słyszałem takiego imienia! - zawołała mysz. - Założę się, że nie ma go w kalendarzu.
Ale kot wkrótce począł znowu marzyć o smalczyku.
- Do trzech razy sztuka - rzekł do myszy - znowu proszony jestem w kumy, a że dziecko jest calutkie czarne i tylko łapki ma białe, co trafia się niezwykle rzadko, jakżebym mógł odmówić?
- Powierzchu, Dopołowy, te dziwne imiona nie dają mi spokoju! - odparła mysz.
- To dlatego, że po całych dniach siedzisz w domu i w tej swojej burej kapocie i z tym długim warkoczem, lęgną ci się w głowie takie cudactwa - rzekł kot - powinnaś od czasu do czasu wychodzić na spacer.
Kiedy kot wyszedł, myszka zakrzątnęła sie po mieszkaniu i doprowadziła wszystko do porządku. Łakomy kot zaś rzekł do siebie:
- Trudno mieć spokój, póki jeszcze coś jest w garnku! - i zjadł wszystko aż do dna.
Dopiero późno w nocy, tłusty i najedzony, powrócił do domu. Mysz zapytała go zaraz, jakie imię otrzymało trzecie dziecię.
- Na pewno nie będzie ci się ono podobało, a brzmi ono Dodna - odparł kot.
- Dodna! - zawołała mysz - tego imienia jeszcze w żadnej książce nie czytałam. Dodna! Co to może znaczyć?
Pokiwała głową, zwinęła się w kłębuszek i usnęła.
Od tego czasu nikt już nie prosił kota w kumy, ale gdy zima nadeszła i głód począł im dokuczać, mysz przypomniała sobie o poczynionych zapasach.
- Chodź, kocie, weźmiemy nasz garnek ze smalcem. Będzie nam teraz smakować.
- Oczywiście - rzekł kot - zwłaszcza tobie będzie on smakować, zupełnie jakbyś wysunęła za okno swój ostry języczek.
Udali się więc w drogę, ale gdy przybyli do kościoła, przekonali się, że garnek wprawdzie stoi na swoim miejscu, ale jest pusty.
- Ach - zawołała mysz - teraz rozumiem wszystko! Ładny z ciebie przyjaciel! Zjadłeś wszystko, kiedyś chodził w kumy: najpierw po wierzchu, potem do połowy, potem…
- Milcz! - zawołał kot - jeszcze jedno słowo, a zjem i ciebie!
- Do dna - miała już biedna mysz na końcu języka, ale zanim to wymówiła, kot chwycił ją w pazury i pożarł.
Widzisz, tak to na świecie bywa.
Bracia Grimm:)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 14:19, 02 Sty 2025, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:47, 02 Sty 2025 Temat postu: |
|
|
Widzę, że wraz z nowym rokiem, który właśnie nadszedł, nie nadszedł na szczęście koniec uroczych fanfików na tym forum i bajek naszej słodkiej księżniczki Sary. Bo jakoś nie umiem sobie wyobrazić, aby miała ona przestać opowiadać nam bajki. Jakoś bez nich tutaj byłoby smutno i nudno Ale tym razem jako pierwszą bajkę na nowy rok, Sara opowiada nam dość mroczną historię, baśń braci Grimm o spółce kota i myszy. Jedna z niewielu baśni, gdzie dobro nie wygrywa ze złem, a ten zły nie zostaje za swoje czyny ukarany. Nie wiadomo, czy ten parszywy kot z tej baśni jest wzorem do naśladowania jak Kot w Butach, ale z pewnością jest draniem i to naprawdę niezłym. Oszukał wspólnika, który mu zaufał i traktował go jak przyjaciela. Oszukał go i po co? Aby się najeść łakoci, które przecież odłożyli na zimę. Nie dość, że przez niego obaj mieli zimą głodować, ale jeszcze, kiedy mysz mu powiedziała prawdę, zjadł ją, aby nie musieć tej prawdy wysłuchiwać. Łajdak i tyle. Naprawdę ciekawa baśń i to jeszcze ze zbiorów braci Grimm, którzy zawsze przecież promowali walkę dobra ze złem i pokonanie tego zła, jak i też ukaranie go w okrutny sposób. Tutaj zło nie zostaje ukarane, choć można powiedzieć, że trochę jednak tak. Bo przecież kot stracił przyjaciela i do tego nie miał już zapasów na zimę. Baśń ma za zadanie ostrzec nas przed zbytniemu ufaniu innym, a zwłaszcza osobom, które są wobec nas przesadnie miłe, choć ledwie nas znają. Ostrzega nas przed zbytnią naiwnością. Bardzo mądry przekaz, choć opowieść jest gorzka. Warto jednak ją znać, bo zasługuje na to. Tak samo jak lekcja, jaką nam daje ta opowieść Liczę na kolejne ciekawe historie w wykonaniu Sary. I oczywiście na poznanie dalszych losów naszych ulubionych bohaterów. Bo jestem ciekaw, co będzie dalej z nimi, jakie jeszcze przygody i czekają itd. Będę czekał z radością na kolejne odcinki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Sob 9:36, 04 Sty 2025 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
-Co nam dziś opowiesz Sara baśniowa dziewczynka ?
Śnieżka i Różyczka
Bajki braci Grimm
Pewna biedna wdowa żyła samotnie w chałupince, a przed jej domem był ogród. Stały w nim dwa różane krzewy, jeden nosił róże śnieżnobiałe, a drugi różane- A miała ona także dwoje dzieci, były jako ten krzew różany, jedno z nich zwało się Śnieżka, a drugie Różyczka. Były tak pobożne i dobre, tak robotne i radosne, jak żadna inna dwója dzieci na świecie. Śnieżka cichsza była i delikatniejsza niż Różyczka. Różyczka skakała po łąkach i polach, szukała kwiecia i łapała letnie ptaszki, Śnieżka siedziała zaś w domu przy matce , pomagała jej w gospodarstwie, albo też jej czytała, gdy nic innego nie było do roboty. Oboje dzieci kochały się tak, że zawsze trzymały się za ręce, gdy tylko razem wychodziły, a gdy Śnieżka mówiła: "Nigdy jedna nie zostawi drugiej," a Różyczka odpowiadała: "Jak długo żyjemy, nie," matka zaś dodawała: "Co ma jedna, będzie dzielić z drugą." Często same biegały po lesie i zbierały czerwone borówki, żaden zwierz jednak złego im nie czynił, schodził się jeno poufale. Zajączek jadł z ich rąk liście kapusty, sarna skubała trawkę u ich boku, jeleń skakał koło nich wesoło, a ptactwo nie ruszało się z gałęzi i śpiewało, co tylko umiało. Nieszczęście się ich nie imało – gdy zbyt długo zostawały w lesie i zastawała ich w nim noc, kładły się obok siebie na mchu i spały, aż nastał ranek. Matka wiedziała o tym i nie była o nie zatroskana. Pewnego razu, gdy przenocowały w lesie i obudziła je czerwień porannego słońca, ujrzały obok siebie piękne dziecię w białej, lśniącej szatce. Wstało i spojrzało przyjaźnie, nic jednak nie rzekło i ruszyło w las. Gdy się rozejrzały, okazało się że spały bardzo blisko urwiska i z pewnością do niego by wpadły, gdyby uszył w ciemności tych parę kroków dalej. Matka rzekła im, iż musiał to być anioł, który czuwa nad dobrymi dziećmi.
Śnieżka i Różyczka utrzymywały chałupkę matki w takiej czystości, że miło zajrzeć do środka. Latem różyczka troszczyła się o dom i każdego ranka stawiała matce, nim ta wstała, bukiet kwiatów przed łóżkiem, a w nim po każdym z krzewów róż. Zimą ogień rozpalała Śnieżka i wieszała na nim kocioł, kocioł zaś był z mosiądzu, lśnił jednak jak złoto, tak był wyszorowany. Wieczorem, gdy padały płatki, mawiała matka: "Idź, Śnieżko, zasuń rygle," a potem siadały przy piecu, matka zaś brała okulary i czytała z wielkiej księgi, a obie dziewczynki słuchały, siedziały i przędły, obok nich na ziemi leżało jagnię, a za nimi na drążku siedział biały gołąbek, a głowę trzymał pod skrzydełkiem.
Pewnego wieczoru, gdy ufnie siedziały sobie razem, zapukał ktoś do drzwi, jakby chciał by go wpuszczono. Matka rzekła: "Szybko, Różyczko, otwórz, to pewnie jakiś wędrowiec szuka schronienia." Różyczka poszła i odsunęła rygiel myśląc, że to jakiś biedak, lecz nie był to biedak, a niedźwiedź, który wystawił przez drzwi swą grubą i czarną głowę. Różyczka głośno krzyknęła i uskoczyła w tył, jagnię głośno zabeczało, gołąbek zatrzepotał skrzydełkami, a Śnieżka schowała się za matczyne łóżko- Wtem niedźwiedź zaczął mówić i rzekł: "Nie bójcie się, nic wam nie zrobię, za wpół zamarzłem i chcę się u was jeno troszkę ogrzać." – "Biedny niedźwiedziu," rzekła matka, "połóż się przy ogniu i tylko uważaj by się futro nie zapaliło." Potem zawołała: "Śnieżko, Różyczko, wyjdźcie, Niedźwiedź nic wam nie zrobi, mówi to szczerze." Wyszły więc obie, a powolutku za nimi powychodziły i jagnię i gołąbek nie trwożąc się przed nim. Niedźwiedź rzekł: "Dzieci, wytrzepcie mi śnieg z futra," a one przyniosły miotłę i zamiotły niedźwiedzie futro do czysta, on zaś wyciągnął się przy ogniu i mruczał zadowolony błogo. Nie trwało długo, a zrobiły się ufne i wyprawiały swawole z niezdarnym gościem. Futro targały mu rękoma, stawiały nóżki na jego grzbiecie, toczyły nim tam i z powrotem, albo brały leszczynową witkę i go tłukły, a gdy zamruczał, śmiały się. Niedźwiedź z chęcią pozwalał im na to, a gdy przesadzały ze swą swawolą, wołał: "Pozwólcie mi żyć, dzieciaki.
Śnieżko, Różyczko, mój los jest ponury,
Zabijesz tego, co przyszedł w konkury.
Gdy nadszedł czas snu i wszyscy poszli spać, rzekła matka do niedźwiedzia: "W imię Boże, możesz tak leżeć przy piecu, będziesz bezpieczny od zimna i złej pogody." Gdy tylko począł szarzeć dzień, dzieci wypuściły go, a on poczłapał przez śnieg do lasu. Od tej pory niedźwiedź przychodził co wieczór o określonej godzinie, kładł się pod piecem i pozwalał dzieciom, by się z nim bawiły, ile tylko chciały. A one tak przywykły do niego, że nie ryglowały drzwi, nim nie przyszedł ich czarny kompan.
Gdy nadeszła wiosna i zrobiło się zielono, niedźwiedź rzekł pewnego ranka do Śnieżki: "Musze teraz odejść i nie wolno mi wracać przez całe lato." – "Dokąd pójdziesz, drogi niedźwiedziu?" zapytała Śnieżka. "Muszę iść do lasu strzec moich skarbów przed złymi karłami. Zimą, gdy ziemia marźnie na kość, muszą pod nią zostać i nie mogą się przebić, ale teraz, gdy słońce ziemię rozmraża i ogrzewa, przebiją się, wyjdą na górę, odnajdą i ukradną. Co raz znajdzie się w ich rękach i legnie w ich pieczarach, nie ujrzy łatwo światła dnia." Śnieżka zasmuciła się rozstaniem, a gdy otworzyła drzwi i niedźwiedź wyszedł, została przy drzwiach wspierając się na haku, kawałek zaś jego skóry otworzył się i zdało się jej, że prześwitywało z niej złoto, nie była jednak tego pewna. Niedźwiedź pobiegł w pośpiechu i wnet zniknął za drzewami.
Po pewnym czasie matka wysłała dzieci do lasu, by nazbierały chrustu. Znalazły w nim wielkie, powalone na ziemię drzewo, a przy jego pniu podskakiwało coś w trawie w górę i w dół, nie mogły jednak rozeznać, co. Gdy się zbliżyły, ujrzały karła ze starą pomarszczoną twarzą i długą na łokieć śnieżnobiałą brodą. Koniec brody utkwił w szpalcie drzewa, a mały skakał tam i tu jak piesek na smyczy i nie wiedział, jak sobie pomóc. Spojrzał swym czerwonymi ognistymi oczyma na dziewczynki i krzyknął: "Co tak stoicie! Nie możecie podejść i mi pomóc?" – "A co ci się stało, mały ludku?" zapytała Różyczka "Głupia, ciekawska gęś," odparł karzeł, chciałem narąbać drzewa, by mieć małe drewienka na kuchnię. Przy grubych kawałkach ta ociupinka strawy dla takich jak ja, co to nie jedzą tak dużo, jak wy, grubiański i chciwy narodzie, od razu się pali. Szczęśliwe wbiłem już klin, jakby wszystko szło podług życzenia, ale przeklęte drzewo było zbyt gładkie i niechcący mi wyskoczył. Drzewo się zjechało, a ja nie mogłem już wyjąć mojej pięknej, białej brody. Teraz tak tkwi, a ja nie mogę odejść. Teraz naśmiewają się głupie mleczne gęby! Fe, ale jesteście ohydne!" Dzieci bardzo się starały, ale nie mogły wyciągnąć głowy, utkwiła na dobre. "Pobiegnę i sprowadzę ludzi," rzekła Różyczka. "Szalone baranie łby," zaterkotał karzeł, "Kto to woła ludzi, wy dwie to już za dużo. Nic lepszego nie przychodzi wam do głów?" –"Nie bądź niecierpliwy," rzekła Śnieżka, "zaraz znajdę jakąś radę," wyciągnęła nożyczki z torby i odcięła koniec brody. Gdy tylko karzeł poczuł się wolny, chwycił za swój worek, który leżał między korzeniami drzewa, a wypełniony był złotem, podniósł go i mruknął przed siebie: "Nieokrzesany naród, odcinacie mi kawałek mojej brody! Niech wam Kukułka wynagrodzi!" Poczym zarzucił worek na plecy i odszedł nie patrząc choćby raz na dzieci.
Jakiś czas potem Śnieżka i Różyczka chciały nałowić ryb. Gdy były blisko strumienia, ujrzały, jakoby coś wielkiego jak szarańcza skakało przy wodzie, jakby chciało do niej wskoczyć. Podbiegły i rozpoznały karła. "Gdzie się wybierasz?" rzekła Różyczka, "chyba nie chcesz wejść do wody?" – "Aż takim głupcem nie jestem," krzyknął karzeł, "nie wodzicie, że chce mnie wciągnąć ta przeklęta ryba?" Mały siedział tak i łowił, na nieszczęście wiatr splątał jego brodę ze sznurem od wędki, zaraz potem ugryzła ją wielka ryba. Słabemu stworzonku brakło sił, by ją wyciągnąć. Ryba zyskała przewagę i wciągała karła do wody. Trzymał się wprawdzie ździebeł trawy i sitowia, ale nie pomagało to wiele, tańczył jak mu ryba zagrała w ciągłym niebezpieczeństwie, że ryba wciągnie go do wody. Dziewczynki przyszła w ostatniej chwili, przytrzymały go i spróbowały uwolnić brodę ze sznurka, niestety daremnie, broda i sznurek mocno się zaplątały. Nie pozostało nic innego, jak tylko znowu wyciągnąć nożyczki i odciąć brodę, przy czym karzeł musiał kawałek jej stracić. Gdy karzeł to ujrzał, krzyknął do nich: "Co to za maniery, szpecić komuś tak twarz? Nie dość, że obcięłyście ją na dole, to teraz odcinacie jej najlepszą część. Nie mogę się tak pokazać swojakom. Żebyście musiały biegać bez zelówek!" Potem chwycił wór pereł, który leżał w trzcinie, i nie mówiąc słowa, pociągnął go w dal znikając za kamieniem.
Zdarzyło się, że niedługo potem matka wysłała obie dziewczynki do miasta, by kupiły nici, igły, sznurki i tasiemki. Droga wiodła przez łąkę, na której tu i tam rozsiane były wielkie kawałki skał. Ujrzały, jak w powietrzu unosi się wielki ptak, powoli krążył wokół nich, opadał coraz niżej, aż w końcu usiadł na skale nieopodal. Niedługo potem usłyszały przeszywający, żałosny krzyk. Podbiegły i ujrzały z przerażeniem, że orzeł złapał ich starego znajomka – karła i chce go porwać. Pełne współczucia dzieci od razu przytrzymały ludka i tak długo przeciągały się z orłem, aż ten porzucił swój łup. Gdy karzeł otrząsł się z przerażenia, krzyknął z piskiem: "Nie mogliście delikatniej się ze mną obejść? Szarpałyście mój cieniutki surducik, wszędzie jest porwany i podziurawiony, niezdarny i głupkowaty motłochu, jakim jesteście!" Wziął potem swój worek ze szlachetnymi kamieniami w wskoczył do swej pieczary między skałami. Dziewczynki przywykły już do jego niewdzięczności, ruszyły w dalszą drogę i załatwiły swe sprawunki w mieście. Gdy wracając do domu, znowu trafiły na łąkę, zaskoczyły karła, który na czystym miejscu wysypał swój worek ze szlachetnymi kamieniami nie myśląc wcale, że o tak późnej porze może tędy jeszcze ktoś przejść. Gdy wieczorne słońce świeciło nad lśniącymi kamieniami, połyskiwały i błyszczały tak cudownie wszelkimi kolorami, że dzieci wstrzymały kroku i tylko patrzyły. "Co tak stoicie i się gapicie!" krzyknął karzeł, a jego popielata twarz zrobiła się czerwona jak cynober z gniewu. Łajać chciał dalej, gdy zadało się słyszeć głośne mruczenie, a z lasu przyczłapał czarny niedźwiedź. Karzeł podskoczył ze strach, ale nie udało mu się ujść do swej kryjówki, niedźwiedź już był w jego pobliżu. Zawołał więc z drżącym sercem: "Drogi pnie niedźwiedziu, oszczędźcie mnie, oddam wam wszystkie moje skarby patrzcie, te szlachetne kamienie, które tu leżą. Darujcie mi życie, co wam z takiego małego chudziaczka? Nawet nie poczujecie mnie między zębami, łapcie lepiej te dwie bezbożne dzieweczki, do dopiero dla was łasy kąsek, tłuste jak młode przepiórki, jedzcie je w Imię Boże." Niedźwiedź nie troszczył się o jego słowa, łapą trzepnął złośliwe stworzenie, a to już się więcej nie ruszyło.
Dziewczynki rzuciły się do ucieczki, ale niedźwiedź zawołał za nimi: "Śnieżko i Różyczko, nie trwóżcie się, czekajcie, chcę iść z wami." Poznały jego głos i wstrzymały kroku, a gdy niedźwiedź był przy nich, odpadła od niego niedźwiedzia skóra i stał tak jako piękny mężczyzna, przybrany cały w złoto. "Jestem królewskim synem," rzekł, "zaklętym przez tego bezbożnego karła, który skarby mi ukradł, abym biegał po lesie jako dziki niedźwiedź, aż wybawi mnie jego śmierć. Teraz otrzymał zasłużoną karę."
Śnieżka wyszła za niego, Różyczka za jego brata, dzielili między sobą wielkie skarby, który karzeł zebrał w swej pieczarze. Stara matka żyła jeszcze długo w spokoju i szczęściu u swych dzieci. Dwa różane krzewy zabrała ze sobą, stały przed jej oknem i co roku nosiły najpiękniejsze róże, białe i czerwone.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Sob 11:36, 04 Sty 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:56, 04 Sty 2025 Temat postu: |
|
|
Księżniczka Sara opowiada kolejną bajkę i znowu powracamy do świata baśni braci Grimm. Tym razem poznajemy opowieść o dwóch siostrach, Białośnieżce i Różyczce. Naprawdę bardzo ładna baśń o tym, że warto być dobrym wobec innych ludzi i można za dobro liczyć na dobro od innych. A w tym wypadku nawet na księcia z bajki. Warto zauważyć, iż w tej baśni pojawia się wątek z księciem zaklętym w niedźwiedzia, który to motyw pojawia się w kilku różnych baśniach i legendach z całego świata. Również mamy tutaj podłego karła, co też należy zaznaczyć, bo karły są zawsze w baśniach tymi złymi postaciami, rzadko kiedy grają one w bajce dobrą osobę. No i warto wspomnieć o imieniu jednej z sióstr. W jednych tłumaczeniach nazywana jest ona Śnieżką, w innych Białośnieżką. Najczęściej jest jednak obecne to drugie, do czego zresztą przychylali się sami Bracia Grimm, którzy woleli, aby bohaterka tej baśni nie była mylona ze Śnieżką, tą od krasnoludków. Do opowieści zostało dołączone zdjęcie z odcinka serialu "NAJPIĘKNIEJSZE BAŚNIE BRACI GRIMM". W tym odcinku jest bardzo dobrze pokazana ta opowieść, ale dodano kilka zmian. Między innymi Białośnieżka i Różyczka poznają księcia zanim jeszcze ten zostaje zaklęty w niedźwiedzia, a ten pokochał z wzajemnością tę pierwszą i nawet razem tańczą podczas festynu. W odcinku mocno podkreślili różnice między siostrami. Białośnieżka to domatorka, a Różyczka marzy o podróżach po świecie i dlatego wiąże się z kuzynem (nie bratem) księcia, który jest czarną owcą rodziny z powodu właśnie zamiłowania do podróży po świecie. Dodatkowo postać karła została nieco rozwinięta np. okrada króla z kosztowności, a księcia zamienia w niedźwiedzia dlatego, że ten próbuje mu je odebrać. W odcinku karzeł też próbuje kilka razy odebrać dziewczynom i ich matce ziemię, na której mieszkają, ale nie może ich skrzywdzić z powodu magicznych krzewów otaczających te ziemie, które zasadził zmarły ojciec obu sióstr i rzucił na nie czar, aby nigdy nie przepuściły one kogokolwiek złego. Bardzo dobra adaptacja, nieco rozwijająca wątki z baśni i idealnie oddająca klimat czasów, w jakich się akcja dzieje, dodatkowo tworząca magiczny klimat. No i jak widać zapewne na zdjęciu, dwie śliczne aktorki grają obie siostry. A na podsumowanie odcinka: cieszę się, że Sara dalej opowiada bajki i liczę na to, że tak dalej będzie i że poznamy też dalsze losy naszych ulubionych bohaterów
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Nie 9:30, 05 Sty 2025 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
Ann Margaret zdziwiła się, że szuka ją jakaś rudowłosa dziewczyna.
Ania Shirley nie była pięknością, ale jej duże szarozielone oczy pełne żywej inteligencji zwracały na siebie uwagę.
Wysoka jak na swój wiek i szczupła, dobrze wyglądała w nowej zielonej sukience z białymi kwiatkami w tle.
Ann Margaret była za to przepiękna, choć niewysokiego wzrostu. Twarz subtelna i pyszna, leśnej bogini lub dobrej wróżki z baśni o Kopciuszku.
Złotowłosa, piękna i choć wdowa z twarzą i wejrzeniem dziewicy.
Ania aż westchnęła z zachwytu, bo nigdy nie widziała kogoś równie urzekającego.
Spojrzenie Ann Margaret było bystre i czyste niczym strumyk.
Mniej więcej do roku 1921 stroje pozostawały w dużej mierze nieokreślone.
Sukienki często były przerabiane, wykorzystywano starą garderobę. Podobnie
wyglądała sytuacja w przypadku kapeluszy, które przybierały wiele
różnorakich form, od inspirowanych stylem męskim, przez naciągnięte
głęboko na głowę formy przypominające czepce lub rozszerzające się ku górze
cylindry, po kapelusze z głębokimi główkami i szerokim, opadającym po
bokach ku dołowi rondzie. Włosy zaś upinano zwykle z tyłu głowy, na karku.
Dekolty, wycinane w kształty geometryczne, również często optycznie
obniżano, poprzez zabiegi w kroju lub noszenie długiej biżuterii.
Dawało to efekt, jakby dwie równoległe linie, biustu i talii, zostały
równomiernie obniżone. Całość uzupełniał charakterystyczny kapelusz-hełm,
z maksymalnie głęboką główką i malutkim rondem. Komponowała się z nim
modna, krótka fryzura.
W latach 20. modna była ciemna oprawa twarzy
i bardzo mocny makijaż oczu – inspirowany charakteryzacją aktorek w filmach
niemych.
Moda męska zmienia się wolniej
Panowie, zwłaszcza starsi, wciąż nosili bardzo eleganckie surduty. Na co dzień wełniane garnitury z marynarką (dłuższą niż dzisiejsza i o węższych ramionach), kamizelką i relatywnie prostymi spodniami, czasem lekko zwężanymi do kostek. Na wyjątkowe okazje nie było nic elegantszego niż frak z lakierowanymi butami, ewentualnie smoking na wieczorne, mniej oficjalne przyjęcia. Koszule miały wysokie, sztywne kołnierzyki – zazwyczaj noszono tylko białe, ale po wojnie do oferty weszły pastele i np. prążki. W przestrzeni publicznej szanujący się mężczyzna zawsze miał na głowie kapelusz – melonik i cylinder na ważniejsze spotkania, fedorę mniej oficjalne.
-Czemu mnie szukałaś dziewczynko i kim jesteś -spytała Ann Margaret.
-Nazywam się Ania Shirley. Przyszłam panią prosić o to by pani wyszła za Mateusza. On jest zbyt nieśmiały, by prosić panią o rękę.
-Mateusz wie, że tu jesteś -spytała Ann Margaret.
-Nie proszę pani. Sama przyjechałam do hotelu.
-Będę musiała zamówić powóz i pojechać z tobą na Zielone Wzgórze -rzekła kobieta.
-Ania chce bym wyszła za ciebie -rzekła Ann Margaret wieczorem, gdy spacerowała wspólnie z Mateuszem w świetle księżyca.
-Naprawdę miała taki pomysł -zdziwił się Mateusz.
-Dzieci mają różne pomysły -rzekła kobieta z uśmiechem. Ale nie wiem, czy ty też tego chcesz.
-Cóż ja -rzekł niepewnie Mateusz.
Spojrzała mu prosto w błękitne, czyste oczy, tak piękne, jak jego kryształowa dusza. Pierwsza dotknęła jego ręki, czy to był głód serca, czy ciała, serce, ciało, dusza, wszystko razem, a reszta, reszta sama się stała.
-Ann Margaret była z nim w nocy w jego łóżku Mateusza -rzekła Maryla. Teraz Mateusz musi się z nią ożenić by pastor nie gadał, że w tym domu jest Sodoma i Gomora.
-Mateusz nigdy nie wyglądał na szczęśliwszego -zauważyła Ania.
-Aniu zapamiętaj byś nikogo więcej nie żeniła -rzekła Maryla swoim dawnym, surowym tonem zwracając się do swojej wychowanki.
-Dlaczego nie ? Przecież z Mateuszem dobrze mi poszło -odparła Ania z uśmiechem.
-Co nam dziś opowie księżniczka Sara ?
Złota gęś
Bajki braci Grimm
Dawno, dawno temu żył sobie młody drwal Tadeusz, który lubił marzyć. Nie był specjalnie rozgarnięty, ale za to miał złote serce. Pewnego dnia ojciec wysłał go w głąb lasu, aby ściął parę drzew. Na miejscu młodzieniec stwierdził, że w okolicy nigdy nie widział podobnych drzew i że ciężko będzie przepiłować ich twarde pnie. Spocony i zmęczony przysiadł na chwilę, żeby zjeść drugie śniadanie. A wtedy zza krzaka wyskoczył dziwny malutki staruszek z białą brodą i poprosił o coś do jedzenia. Poczciwy Tadeusz dał mu trochę chleba i sera. – Ze wszystkich drwali, których tu spotkałem, ty pierwszy jesteś dla mnie miły. – Powiedział staruszek. – Zasłużyłeś na nagrodę. Jeśli zetniesz to środkowe drzewo, pozostałe same runą na ziemię. Przekonaj się. Przyjrzyj się potem jego korzeniom, znajdziesz tam prezent dla siebie.
Tadeusz, bynajmniej nie zdziwiony tymi słowami postąpił tak, jak mu poradził leśny czarodziej. Wśród korzeni drzewa które ściął drwal znalazł żywą złotą gęś. Wsunął ją sobie za pazuchę i ruszył do domu. Nie wiadomo dlaczego, ale dość że zabłądził. W środku nocy dotarł do jakieś obcej wsi. Na szczęście gospoda była jeszcze otwarta i młody drwal wszedł do środka. – Coś do jedzenia dla mnie i dla złotej gęsi. – Złożył zamówienie. – Kawałek dla ciebie i kawałek dla mnie. – Mówił dzieląc się z gęsią. Córki karczmarza przyszły popatrzeć na tę dziwną scenę. – Dlaczego jesteś taki dobry dla tej gęsi? – Odważyły się zapytać. – Bo to gęś czarodziejska. – Odpowiedział Tadeusz. – Warta majątek. Proszę o bezpieczny pokój, nie chcę żeby mnie ktoś obrabował. W nocy siostry się namówiły, że ukradną gęsi jedno złote pióro. Jeśli ptak jest czarodziejski, to i jego pióro jest bezcenne – uznały. W momencie gdy jedna z dziewczyn dotknęła gęsiego ogona, jej ręka przyrosła do piór i w żaden sposób nie dało się jej oderwać.
Cichutko zawołała siostry, a gdy próbowały jej pomóc, przyrosły jedna do drugiej. W chwilę później Tadeusz się obudził. – Powiedz, jak mamy się uwolnić? – Chlipały wystraszone dziewczęta. – Wyruszam w drogę z moją gęsią. – Odpowiedział drwal. – Żal mi was, że przyrosłyście do niej, ale niestety musicie pójść ze mną. – A cóż to znowu? – zawołał karczmarz na widok osobliwego orszaku. Złapał jedną z córek za ramię, a była to ostatnia rzecz, jaką należało zrobić. Bo i jemu także przyszło dołączyć do zrośniętego korowodu. Podobny los spotkał wścibską wiejską plotkarkę, zażywnego wikarego i piekarza, który położył rękę na ramieniu wikarego, gdy ten przechodził obok. Na samym końcu orszaku znajdował się pewien strażnik miejski, który usiłował zatrzymać tę dziwną procesję. Ludzie zaśmiewali się widząc jak z całym korowodem Tadeusz przechodził prze miasto.
W pobliżu wioski w której Tadeusz spędził noc stał królewski pałac. Król miał jedno poważne zmartwienie. Jego córka cierpiała na dziwną chorobę, z której nikt nie potrafił jej uleczyć. Była ciągle smutna. Tak się akurat złożyło, że tego dnia królewna wybrała się na przejażdżkę karetą. Właśnie przechodził tamtędy drwal z gęsią pod pachą, a w ślad za nim, chcąc – nie chcąc, kroczył sznur zrośniętych ze sobą osób. Kiedy królewna zobaczyła co się dzieje, wybuchnęła śmiechem. Wszyscy się zdumieli, po raz pierwszy słysząc śmiech królewny. Ona zaś wyszła z karety, żeby przyjrzeć się złotej gęsi i już za chwilę była doczepiona do strażnika. Śmiejąc się i rozmawiając cała procesja udała się w kierunku królewskiego pałacu. A tłumy za nią. Kiedy król zobaczył córkę pokładającą się ze śmiechu nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Coś podobnego! Zdumiewające! – Powtarzał. Mimo ogólnej wesołości sprawa wyglądała jednak dość poważnie. Lecz po chwili w tłumie pojawił się dziwny starzec z białą brodą, w wysokim szpiczastym kapeluszu. Trzykrotnie pstryknął palcami, a wtedy wszyscy poodczepiali się od siebie. Drwal właśnie miał podziękować leśnemu czarodziejowi, kiedy ów tajemniczy starzec rozpłynął się w powietrzu. A Tadeusz poślubił królewnę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Nie 16:47, 05 Sty 2025, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:01, 05 Sty 2025 Temat postu: |
|
|
Robi się naprawdę bardzo ciekawie. Ania widząc, że Mateusz i Ann Margaret naprawdę coraz bardziej się mają ku sobie, postanawia pomóc zakochanym. Bo mimo tego, że są dorośli, to nie umieją sobie powiedzieć tych dwóch najważniejszych słów. Dlatego, wzorem przyjaciół z uroczych książek, idzie osobiście do pani Ann Margaret i oświadcza się jej w imieniu Mateusza. Kobieta zaintrygowana odwozi ją do Avonlea i prosi o to, aby Mateusz w końcu powiedział jej prawdę, co czuje do niej. Powiedział i oboje poszli do łóżka. Zaraz mi się przypomina ta urocza para z doktor Quinn. Tylko, żeby Ann Margaret chciała wyjść za Mateusza, bo pastor zacznie pomstować na nich, jak źle się ten stary kawaler prowadzi Chociaż czy naprawdę ma to jakieś znaczenie dla zakochanych, co ludzie powiedzą? Ale pani Linde by im nie dała spokoju, gdyby tak postąpili. Ania zadowolona chyba zostanie swatką. Już się boję, co z tego wyniknie. Choć racja, z Mateuszem dobrze jej poszło Sara z kolei opowiada kolejną baśń braci Grimm, dosyć zabawną. Mamy w niej trzech braci, ale dwaj starsi są wredni i aroganccy, a najmłodszy niby taki głupiutki, ale mimo wszystko dobry i serdeczny. Naprawdę ciekawy motyw, kilka razy powtarzany w kolejnych baśniach, zwłaszcza u braci Grimm. Motyw trzech braci, z czego starsi niby mądrzejsi są wredni i podli, a najmłodszy to niby głupiutki, ale w gruncie rzeczy dobry i najlepszy z nich wszystkich. Tutaj nie wygrywa mądrość połączona z arogancją i podłością, ale dobroduszność, serdeczność i życzliwość. Baśń jest zdecydowanie wyrazem wiejskich mądrości, co jest w życiu najważniejsze. A więc dobre serce i empatia, a także poczucie humoru i życzliwość. Ciekawy przekaz, idealny do świata baśni Jestem bardzo ciekaw, co będzie dalej w historii, zwłaszcza, że jest ona naprawdę ciekawa i niekiedy zostaję w niej bardzo pozytywnie zaskoczony i dlatego będę czekał z radością na kolejne odcinki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11914
Przeczytał: 192 tematy
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Pią 10:35, 10 Sty 2025 Temat postu: Księżniczka Sara |
|
|
-Co nam dziś Sara opowie ?
Morderstwo na plebanii
Kiedy proboszcz znalazł w swym gabinecie zwłoki pułkownika Protheroe, w miasteczku zawrzało od plotek. Kiedy zaś aż dwie osoby przyznały się jednocześnie do zastrzelenia pułkownika, prowadząca śledztwo policja zupełnie nie wie, co myśleć. Nawet panna Marple miała siedmioro podejrzanych. Przedstawiła jednak w końcu właściwe rozwiązanie zagadki, wprawiając w zdumienie pastora i naczelnika policji. Okazuje się, że większość osób, które mogły popełnić zabójstwo ma swoje powody, dla których nie wyjawia całej prawdy odnośnie do zdarzeń, których następstwem było morderstwo.
Rozwiązanie
Dwie osoby, które na początku jednocześnie przyznały się do zabicia pułkownika, rzeczywiście są winne. Młoda żona pułkownika, Anna, nie chciała spędzić reszty życia u boku starca i do popełnienia zbrodni popchnął ją młody Lawrence Redding. Oboje wiązali nadzieje na wspólną przyszłość. Jednoczesne przyznanie się było sprytną zagrywką, dzięki której tak naprawdę oczyszczali się nawzajem z podejrzeń.
Wina obojga z nich na początku powieści była wykluczona także z innego powodu. Oboje pozornie opuścili miejsce zbrodni jeszcze przed usłyszeniem strzału. Ale tak naprawdę Anna Protheroe, kiedy zabijała męża, posłużyła się tłumikiem, a odgłos słyszany jako „wystrzał” był specjalnie przygotowanym przez Lawrence’a ładunkiem wybuchowym.
Ponadto przed popełnieniem zbrodni, Anna celowo wdała się w pogawędkę z panną Marple. Była ubrana w skąpy strój, gdzie w żaden sposób nie można było ukryć broni. Takie poświadczenie starszej pani miało służyć pani Protheroe za dowód na niewinność. Jednak ona do morderstwa posłużyła się pistoletem, który jej wspólnik specjalnie w tym celu ukrył w doniczce z kwiatem podczas wizyty na plebanii poprzedniego dnia.
-A druga historyjka ?
Złodziejski Majster
Bajki braci Grimm
Pewnego dnia siedział przed biednym domkiem stary człowiek ze swoją żoną. Chcieli odpocząć troszkę od pracy. Nagle podjechał wóz, który ciągnęły cztery kare rumaki. Wysiadł z niego bogato ubrany pan. Chłop wstał, podszedł do pana i zapytał, czego sobie życzy i w czym może mu służyć. Obcy podał staremu rękę i rzekł: "Nie chcę nic prócz wiejskiego jadła, uszykujcie mi kartofli, jakie w y jecie, usiądę z nimi przy waszym stole i z radością je zjem." Chłop uśmiechną się i rzekł: "Jesteście hrabią, albo i księciem, wielcy panowie miewają czasem takie chętki. Wasze życzenie niech będzie spełnione." Kobieta poszła do kuchni i zaczęła myć kartofle i trzeć je, chciała zrobić z nich pyzy, jakie chłopi jadają. Podczas gdy ona stała przy pracy, chłop rzekł do obcego "Chodźcie tymczasem ze mną do ogrodu, mam tam jeszcze coś do zrobienia." W ogrodzie kopał dziury i właśnie chciał sadzić drzewa. "Nie macie dzieci," zapytał obcy, "które pomogłyby wam w robocie?" – "Nie," odrzekł chłop, "Miałem syna," dodał, "ale dawno temu wyruszył w daleki świat. To było niewydarzone chłopaczysko, mądre i przebiegłe, ale nie chciał się nic uczyć, robił tylko głupie posty. W końcu uciekł i nic nie słyszałem o nim od tego czasu." Stary wziął drzewo, wsadził w dziurę, obok wbił palik, a gdy podsypał ziemi i ją ubił, uwiązał pień z dołu, na górze i po środku sznurkiem ze słomy do palika. "Powiedzcie mi," rzekł pan, "Dlaczego nie uwiążecie do palika tego krzywego, sękatego drzewa, które tam w rogu zgina się aż do ziemi, żeby rosło proste?" Stary uśmiechnął się i rzekł "Panie, mówicie po swojemu, ale widać, że ogrodnictwo to nie wasza dziedzina. To drzewo jest stare i wiele już przeszło, nikt go nigdy nie wyprostuje. Drzewa trzeba prostować póki są młode." – "To tak jak z waszym synem," rzekł obcy, "Gdybyście go prostowali, jak był młody, to by nie uciekł. Teraz pewnie stwardniał i zrobił się sękaty." – "Pewnie," odpowiedział stary, "Minęło tyle czasu od kiedy odszedł, na pewno się zmienił." – "Poznalibyście go, jakby stanął przed wami?" zapytał obcy, "Z twarzy ciężko, " odpowiedział chłop, "ale ma na sobie znak, znamię na plecach, wygląda ja fasola." Gdy to powiedział, obcy zdjął surdut, obnażył plecy i pokazał chłopu fasolę. "Dobry Boże," zawołał stary, "Naprawdę jesteś moim synem," i miłość do własnego dziecka obudziła się w jego sercu. "Ale," dodał, "jak możesz być moim synem, stałeś się wielkim panem, żyjesz w bogactwie i przepychu! W jaki sposób do tego doszedłeś?" – "Ach, ojcze," odparł syn, "młode drzewo nie było uwiązane do palika i urosło krzywe. Teraz jest za stare i nie będzie już proste. Jak to wszystko zdobyłem? Zostałem złodziejem. Lecz nie bójcie się, jestem złodziejskim majstrem, nie ma dla mnie zamka, ni rygla, co mi się spodoba, jest moje. Nie myślcie, że kradnę jak pospolity złodziej, biorę jeno co zbywa bogatym. Biedni ludzie są bezpieczni, wolę im dawać niż brać. A tego, co mogę mieć bez trudu, podstępu i zręczności, nawet nie tykam." – "Ach, mój synu, " rzekł ojciec, "I tak mi się to nie podoba, bo złodziej to w końcu i tak złodziej, powiadam ci, źle skończysz." – Zaprowadził go do matki, a gdy usłyszała, że to jej syn, płakała z radości, lecz gdy rzekł, że został złodziejskim majstrem, dwie rzeczki spływały jej po twarzy. Wreszcie rzekła "Nawet jeśli to złodziej, jest moim synem i moje oczy mogły go jeszcze raz ujrzeć."
Usiedli do stołu, on zaś znów jadł ze swoimi rodzicami lichą strawę, jakiej już dawno nie jadł. Ojciec rzekł: "Jeśli nasz pan, hrabia na zamku, dowie się kim jesteś i co robisz, nie weźmie cię na ręce by cię ukołysać, jak to robił przy chrzcielnicy, każe cię huśtać na stryczku." – "Nie martwcie się, ojcze, nic mi nie zrobi, bo znam się na moim rzemiośle. Sam do niego jeszcze dziś pójdę." Gdy zbliżał się wieczór, złodziejski majster wsiadł do wozu i pojechał do zamku. Hrabia przyjął go z grzecznością, bo uważał go za wielkiego pana. Gdy jednak obcy pozwolił się poznać, zbladł i przez pewien czas milczał. W końcu rzekł: "Jesteś moim chrześniakiem, dlatego okażę ci łaskę i będę dla ciebie pobłażliwy. A że się chwalisz, iż jesteś złodziejskim majstrem, wypróbuję twojej sztuki, a jeśli próby nie zdasz, będziesz miał wesele z córką powroźnika, a krakanie kruków będzie ci przygrywało." – "Panie hrabio, rzekł majster, "Wynajdźcie sobie trzy rzeczy, choćby nie wiem jak trudne, a jeśli zadania nie wykonam, róbcie ze mną, co wam się podoba." Hrabia namyślał się parę chwil, a potem rzekł: "Dobrze, najpierw ukradnij ze stajni mojego konia przybocznego, po drugie ukradniesz spode mnie i mojej żony prześcieradło, gdy zaśniemy, ale tak żebyśmy niczego nie spostrzegli, do tego jeszcze obrączkę mojej żony, po trzecie i na koniec ukradniesz z kościoła proboszcza i kościelnego. Miarkuj sobie to wszystko, bo wyjdzie ci to gardłem."
Majster poszedł najpierw do pobliskiego miasta. Kupił tam od starej chłopki ubrania i je przywdział. Potem zafarbował sobie twarz na brązowo, domalował sobie jeszcze zmarszczki, że żaden człek by go nie poznał. W końcu napełnił beczułkę starym węgierskim winem, z którym zmieszał mocny środek nasenny. Beczułkę ułożył w koszu, który wziął na plecy i ruszył powolnym, chwiejnym krokiem do zamku hrabiego. Było już ciemno, gdy dotarł, usiadł na dziedzińcu na kamieniu i zaczął kaszleć, jak stara, chora na płuca baba i pocierał ręce, jakby mu było zimno. Przed drzwiami stajni leżeli żołnierze wokół ogniska, jeden z nich dostrzegł kobietę zawołała: "Chodźcie bliżej, mateczko, ogrzejcie się przy nas. Nie masz jeszcze noclegu i przyjmiesz ten, który ci dadzą." Stara przyczłapała, poprosiła, by zdjęto jej z pleców kosz i usiadła z nimi przy ogniu. "Cóż tam masz za beczułkę, stary rupciu?" zapytał jeden. "Dobry łyczek wina," odpowiedziała, "żyję z handlu, za pieniądze i dobre słowo, dam wam szklaneczkę." - "Dawaj no tutaj," rzekł żołnierz, a gdy skosztował z e szklaneczki, zawołał, "Dobre wino, wypiję jeszcze jedną," kazał sobie polać, a reszta poszła za jego przykładem. "Chodźta, kamraci," zwołał jeden do tych, co siedzieli w stajni, " mamy tu mateczką z wińskiem, takim starym jako ona sama, weźcie i wy łyczka, ogrzeje wam żołądki lepiej niż nasz ogień." Stara zaniosła beczułkę do stajni. Jeden usiadł na osiodłanego konia, drugi trzymał uzdę w ręku, trzeci trzymał ogon. Polewała, ile chcieli, aż źródło wyschło. Niedługo jednemu wypadła uzda z ręki, opadł i zaczął chrapać, drugi puścił ogon, a chrapał jeszcze głośniej. A ten na siodle, został na nim, ale pochylił się głową aż do końskiej szyi, spał i powietrze leciało mu z ust jak z kowalskiego miecha. Żołnierze na zewnątrz już dawno posnęli, leżeli na ziemi i ani się ruszyli, jakby byli z kamienia.
Gdy złodziejski majster ujrzał, że mu się powiodło, dał jednemu linę w rękę zamiast uzdy, drugiemu, który trzymał ogon, dał słomianą wiechę, ale co miał zrobić z tym na końskim grzbiecie? Zrzucić go nie chciał, mógłby się zbudzić i podnieść krzyk. Ale znał na to radę, odpiął pasek od siodła, przywiązał do siodła parę lin, które wisiały na pierścieniach u ściany i podniósł jeźdźca do góry razem z siodłem, potem przywiązał liny do słupka. Wnet uwolnił konia z łańcucha. Gdyby jednak wyjechał na bruk dziedzińca, usłyszano by w zamku hałas. Obwiązał więc kopyta starymi szmatami, wyprowadził ostrożnie konia, wsiadł na niego i uciekł.
O świcie majster popędził na swym skradzionym koniu do zamku. Hrabia właśnie wstał i wyglądał przez okno. "Dzień dobry, panie hrabio," zawołał do niego, "oto koń którego szczęśliwie wyprowadziłem ze stajni. Patrzcie tylko, jak wasi żołnierze leżą i śpią, a kiedy pójdziecie do stajnie, to zobaczycie, jak wygodnie się urządzili wasi strażnicy." Hrabia się uśmiał, potem rzekł "Raz ci się udało, ale drugim razem już się nie poszczęści. Ostrzegam cię, że jeśli spotkam cię jako złodzieja, to i potraktuję cię jak złodzieja." Gdy hrabina wieczorem poszła do łóżka, zacisnęła mocno rękę z obrączką, a hrabia rzekł "Wszystkie drzwi są zamknięte i zaryglowane, ja będę czuwał i czekał na złodzieja. Wejdzie przez okno, to go ustrzelę." Złodziejski majster wyszedł w ciemności do szubienicy, odciął ze stryczka biednego grzesznika, który tam wisiał i na plecach zaniósł do zamku. Pod sypialnię podstawił drabinę, posadził truposza na barkach i zaczął się wspinać. Gdy był już tak wysoko, że głowa nieboszczyka ukazała się w oknie, hrabia, który czyhał już na niego w swym łożu, nacisnął spust pistoletu. Majster natychmiast wypuścił biednego grzesznika, sam też zeskoczył z drabiny i schował się w kącie, Noc rozświetlona była przez księżyc, także majster mógł wyraźnie zobaczyć, jak hrabia schodzi przez okno po drabinie i nieboszczyka niesie do ogrodu. Zaczął tam kopać dziurę, do której go włożył. "Teraz," pomyślał złodziej, "nadszedł najlepszy moment," Chyżo wykradł się ze swojego kąta, wszedł po drabinie do góry, dokładnie do alkowy hrabiny. "Droga żono," zaczął głosem hrabiego, "Złodziej nie żyje, mimo wszystko to mój chrześniak, więcej zatem niż jakiś łajdak i łotr: Nie oddam go pastwie publicznej hańby, współczuję też biednym rodzicom. Pochowam go w ogrodzie zanim sprawa wyjdzie na jaw. Daj mi prześcieradło, to zawinę zwłoki i pochowam jak psa." Hrabina dała mu prześcieradło. "Wiesz co," dodał złodziej, "Mam przypływ wspaniałomyślności, daj jeszcze obrączkę, nieszczęśnik ryzykował życiem, niech weźmie ją do grobu." Nie chciał się sprzeciwiać hrabiemu, i choć niechętnie, zdjęła obrączkę z palca i mu podała. Złodziej zwiał z obiema rzeczami i szczęśliwie wrócił do domu, zanim hrabia w ogrodzie wykonał robotę grabarza.
Hrabia robił straszne miny, gdy następnego ranka przyszedł majster i przyniósł mu prześcieradło i obrączkę. "Umiesz czarować?" rzekł do niego, "kto cię wyciągnął z grobu, do którego sam cię włożyłem, i cię przywrócił do życia?" – "To nie mnie pogrzebaliście," rzekł złodziej, "Jeno biednego grzesznika z szubienicy," i opowiedział mu szczegółowo, jak się to wydarzyło, a hrabia musiał mu przyznać, że jest mądrym i chytrym złodziejem. "Ale to jeszcze nie koniec," dodał, "musisz jeszcze wypełnić trzecie zadanie, a jeśli ci się nie powiedzie, nic z tego wszystkiego." Majster się uśmiechnął i nic nie odpowiedział.
Gdy zapadła noc, przyszedł do wiejskiego kościoła z długim worem na plecach, zawiniątkiem pod pachą i latarką w ręce. W worku miał raki, a w zawiniątku krótkie świece woskowe. Usiadł sobie na grobie, wyciągnął raka i przykleił im świeczkę do grzbietu. potem zapalił lampeczkę, postawił raka na ziemi i wypuścił. Wyciągnął drugiego raka z worka, zrobił z nim to co poprzednio i tak dalej, aż worek był pusty. Na końcu wyciągnął czarną szatę, który wyglądała jak habit, przykleił siwą brodę. Gdy w końcu był nie do poznania, wziął worek, w którym były raki, poszedł do kościoła i wlazł na ambonę. Zegar na wieży wybił właśnie dwunastą. Gdy ostatnie uderzenie przebrzmiało, zawołał gromkim przejmującym głosem: "Koniec, grzesznicy, koniec wszechrzeczy nadszedł, sąd ostateczny już blisko. Kto chce iść ze mną do nieba, nie włazi do wora. Jam jest Piotr, który bramy niebieskie otwiera i zamyka. Patrzcie, po cmentarzu łażą nieboszczyki i zbierają swe kości. Chodźcie, chodźcie i właźcie do wora, świat się kończy." Krzyk rozchodził się po całej wsi. Proboszcz i kościelny, którzy mieszkali najbliżej kościoła, usłyszeli to pierwsi, a gdy zobaczyli światła, które chodzą po cmentarzu, zrozumieli, że dzieje się coś niezwykłego i weszli do kościoła. Chwilę słuchali kazania, szturchnął potem kościelny proboszcza i rzekł: "Nie byłoby źle, musimy skorzystać z okazji, a przed nadejściem dnia sądnego łatwo dostaniemy się do nieba." – "Pewnie," odparł proboszcz, "Też o tym myślałem. Jak macie ochotę, to wyruszamy w drogę." – "Tak," odpowiedział kościelny, "Ale wy, księże proboszczu, macie pierwszeństwo, ja idę za wami." Proboszcz poszedł więc przodem i wszedł na ambonę, gdzie majster otworzył wór. Najpierw wszedł proboszcz, potem kościelny. Majster od razu zawiązał worek, załapał go za koniec i ściągnął po schodach. Jak często głowy głupców uderzały o stopnie, wołał, "Zaraz będzie z górki." Potem w ten sam sposób ciągnął ich przez wieś, a gdy przechodzili przez kałuże, wołał "Teraz idzie przez mokre chmury," a gdy wreszcie wciągał ich po zamkowych schodach, wołał "Jesteśmy teraz na schodach do nieba i zaraz będziemy w przedsionku." Gdy już byli na górze, zaciągnął worek do gołębnika, gołębie zaś trzepotały skrzydłami, a on rzekł "Słyszycie, jak anioły się cieszą i biją skrzydłami?" Potem zasunął rygiel i sobie poszedł.
Następnego ranka udał się do hrabiego i rzekł mu, że wykonał i to zadanie, uprowadził proboszcza i kościelnego z kościoła. "Gdzie ich zostawiłeś?" zapytał pan. "Leżą w worku, na górze w gołębniku i myślą, że są w niebie," Hrabia sam wszedł na górę i przekonał się, że mówi prawdę. Gdy uwolnił proboszcza i kościelnego z uwięzienia, rzekł: "Jesteś arcyzłodziej i wygrałeś swą sprawę. Tym razem wyjdziesz z tego z całą skórą, ale zważaj, byś odszedł z mego kraju, bo gdy kiedyś się w nim znajdziesz, możesz liczyć na wywyższenie na szubienicy." Arcyzłodziej pożegnał się z rodzicami, poszedł w daleki świat, i nit więcej o nim nie słyszał.
Róża – kończę z mężczyznami
Tomasz – już trzeci raz w tym tygodniu
Małgorzata – a dziś dopiero środa
Tomasz budząc się koło południa w łóżku małżeńskim ze Małgorzatą – to była noc pełna intelektualnego niepokoju
Małgorzata – chrapanie nie ma nic wspólnego z intelektualnym niepokojem.
Małgorzata :
– Tomasz słabo wypadł w roli Rzymianina (na balu), zwłaszcza z włócznią. Do dzisiaj mam bliznę.
Pastor– nie znam się na duchach, nawet w czasie pogrzebu stoję daleko od trumny.
-Czy to ciąża pani doktor ? Rozdrażnienie ,brak miesiączki -spytała Ann Margaret.
Mam już dorosłe córki ,ale objawy dobrze pamiętam.
-Nie to nie jest ciąża -odparła doktor Marigold. To się nazywa menopauza.
-Rozumiem -rzekła Ann Margaret. Czyli przekwitam i jako kobieta przestaje być ważna dla otoczenia.
-Nie lubię tego określenia -stwierdziła doktor Marigold. Kobieta to nie roślina ,której jedyną wartością jest uroda. To po prostu naturalny etap w życiu. Teraz otwiera się dobry czas. Nic już pani nie musi ,a wszystko może.
-Skoro pani tak mówi -Ann Margaret nie wydawała się tym przekonana ,ale uśmiechnęła się uprzejmie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pią 19:27, 10 Sty 2025, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11271
Przeczytał: 188 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:17, 10 Sty 2025 Temat postu: |
|
|
Nasza urocza księżniczka Sara nie zapomniała o tym, jak wspaniałe jest życie z bajkami, które ona nam opowiada. Dziś opowiada nam dwie ciekawe opowieści. Pierwsza z nich stanowi słynny kryminał Agathy Christie, pierwszą część cyklu o przygodach słynnej staruszki z wybitnym umysłem, panny Jane Marple. Postać ta, choć nie podbiła serca czytelników aż tak mocno jak Herkules Poirot i nie doczekała się aż tylu powieści i opowiadań o swoich przygodach, to jednak zyskała popularność i do dziś ma swoich wiernych fanów. Na podstawie jej przygód powstało kilka filmów i serial aktorski BBC z dwiema aktorami grającymi pannę Marple. Pierwsza musiała z powodów zdrowotnych odejść z serialu i jej miejsce zajęła druga, nie była już tak wizualnie urocza, ale trzymała poziom. Warto dodać, iż serial w ostatnich odcinkach zawarł treść kryminałów Agathy Christie, które nie były przygodami panny Marple ani żadnego innego detektywa, a śledztwo prowadzi przypadkowo zaangażowana w sprawę osoba. Pomysł nieco dziwny, po co dodawać przygody panny Marple do serialu? Ale ostatecznie efekt końcowy nie był wcale zły, a wręcz przeciwnie, był na tyle dobry, że dodanie panny Marple nie tylko niczego nie popsuło w tych historiach, a nawet je ulepszyło Wścibska staruszka, stara panna robiąca na drutach, grana była w historii kina przez kilka aktorek, w tym przez zmarłą niedawno Angelę Lansbery, która swoją drogą, zagrała główną rolę w świetnym serialu "NAPISAŁAM MORDERSTWO", jako starsza pani, pisarka kryminałów rozwiązująca zagadki z miejscowym inspektorem policji. Wyraźna aluzja do panny Marple jak nic Po trochu parodią panny Marple stała się też babcia Lucyna Wielicka z serialu "OJCIEC MATEUSZ", gdyż w kilku odcinkach to ona rozwiązuje zagadkę na miejsce nieobecnego Mateusza lub w taki czy inny sposób pomaga naszemu bohaterowi rozwikłać sprawę W sumie, gdyby zrobić polską wersję przygód panny Marple, aktorka grająca babcię Lucynę byłaby idealna w tej roli. Szkoda, że nikt o tym nie pomyśli, zamiast ciągnąć serial o Ojcu Mateuszu w nieskończoność Druga historia to baśń braci Grimm, znana też pod tytułem "ZŁODZIEJ NAD ZŁODZIEJAMI". To dość nietypowa historia, o człowieku, który został złodziejem, ale dobrym, okradającym tylko bogaczy i wspierającym biednych, który jawnie kpi sobie z podłego prawa, reprezentowanego przez jego ojca chrzestnego, podłego hrabiego. Złodziej nad złodziejami rzuca mu wyzwanie, aby dowieść, że nie ma sobie równych w swoim "fachu" i udaje mu się to, a stawką jest jego życie. Igranie z ogniem? Na pewno, ale też ciekawa i nietypowa zarazem historia, gdzie ponownie, zgodnie z prawami świata baśni, spryt i pomysłowość połączona z dobrym sercem wygrywa z prawem, z elitami i ze wszystkim, co one reprezentują Bal w Avonlea i to bal przebierańców, ciekawe. Zwłaszcza mnie rozbawił jeden z gości przebrany za starożytnego Rzymianina Ann Margaret się dowiaduje, że ma menopauzę. Dobrze, że doktor Marigold wyjaśniła jej, iż to wcale nie jest koniec życia, tylko przejście w nowy etap życia, w którym paradoksalnie będzie jej więcej wolno. Ukochana Mateusza nie musi się więc obawiać, że już nie jest prawdziwą kobietą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|