 |
Serial Zorro Forum fanów serialu Zorro
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12122
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Śro 14:15, 09 Kwi 2025 Temat postu: Sztuka i miłość |
|
|
Sztuka i miłość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11480
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:59, 09 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Odcinek I - Spotkanie
Hubert oderwał się od swoich myśli, gdy tylko usłyszał gromki głos szefa kuchni, który to głos jak zwykle brzmiał ponuro i dosyć opryskliwie:
- Ty, śpiący królewiczu! Pobudka! Może łaskawie zajmiesz się czymś, za co ci się płaci, a nie tylko marzysz na jawie?!
Hubert spojrzał na niego nieprzyjemnym wzrokiem i lekko zazgrzytał zębami ze złości. Gdyby mógł, bez wahania wygarnąłby temu zarozumialcowi, co o nim myśli, ale przecież nie mógł tego zrobić w sposób bezkarny. A dodatkowo, nawet gdyby mógł, to raczej by tego nie zrobił. Nie po to skończył już trzydzieści lat, aby tak po prostu stracić głupio pracę przez nieumiejętność trzymania języka za zębami. Te lata, kiedy mówił zawsze to, co myśli i nie liczył się przy tym z konsekwencjami już dawno miał za sobą. Teraz chciał być godny swojego wieku, a przy okazji także godny miana dorosłego człowieka. Dlatego też, chociaż przygnębiało go to, że choć zdał studia i to z wyróżnieniem, mając nawet w czasie ostatnich dwóch lat akademickich specjalne stypendium dla uzdolnionych uczniów, nie mógł pracować w zawodzie, jaki sobie wypracował i musiał robić tutaj, w tej zapyziałej restauracji, której nie cierpiał już całym sercem. Czy po to zawalał noce, ucząc się na egzaminy, zdobywał wiedzę i szacunek kolegów i koleżanek, żeby teraz robić za czyjeś popychadło i być traktowany gorzej dlatego, że ma wyższe wykształcenie, a jego bezpośredni przełożony już nie? Im więcej o tym wszystkim myślał, tym bardziej był pewien, że życie jest po prostu nie fair.
Z tymi myślami, podszedł do szefa kuchni, który wręczył mu tacę z frytkami i innymi frykasami, właśnie przez niego uszykowane, po czym powiedział:
- Masz, inteligenciaku. Zanieś to do stolika numer 7. A nie wywróć się, bo ci nogi z sam wiesz czego powyrywam.
Kucharz nie lubił Huberta. Mimo, iż był starszy i bardziej doświadczony w swojej branży, zazdrościł on młodemu człowiekowi nie tylko jego wieku, ale jeszcze wyższego wykształcenia. On sam był prostakiem z pochodzenia i wychowania, ale marzył w gruncie rzeczy o zdaniu studiów. Wiedział jednak doskonale, iż z jego możliwościami, a raczej ich brakiem, zdecydowanie nie ma na to szans. Ponadto, nie stać go było na studia, a do tego utwierdził się w przekonaniu, odkąd od kilku już lat władzę sprawowała pewna konserwatywna partia, że inteligenci są tylko pasożytami i tylko tacy jak on zasługują na szacunek i poważanie. Wierzył powszechnej propagandzie, głoszonej przez ową partię, że inteligencja to przede wszystkim głupie pasożyty, którym pracować się nie chce i idą pół życia na jakieś nauki, które i tak nic im nie dadzą, a potem się wymądrzają, że im się wszystko należy. Poza tym, był dobrym obserwatorem i widział, że w obecnym świecie znowu wraca do życia powiedzenie, iż nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera. Chęć szczera, pracowitość i znajomości, a także umiejętność ich zawierania. Mimo swojej pogardy do inteligenciaków, jak ich nazywał, nadal zazdrościł Hubertowi. Zwłaszcza, gdy nieraz słyszał, jak ten mówi w sposób wysublimowany i godny szacunku, czym budzi zachwyt klientów. Kucharz wiedział, że gdyby on się odezwał do klienta, to jego słownictwo raziłoby uszy słuchaczy. Nie zamierzał jednak zmieniać swojego podejścia do życia z tego powodu ani obwiniać o to samego siebie. Winił o to tego inteligenciaka, którego przyszło mu mieć pod swoimi skrzydłami.
- Głupi ważniak - mówił widząc, jak ten niesie tacę z zamówieniem do głównej sali - Zdał studia i sobie myśli, że wszystko za to dostanie na tacy. Pewnie zawsze wszystko miał pod nos postawione. A inni musieli znosić pijanych rodziców, patologię w domu i brudne ciuchy noszone przez cały tydzień te same, bo nikomu nie było ich prać. A taki jaśnie paniczyk sobie zrobi studia i będzie się zastanawiał, czy lepiej jest żyć, czy też nie żyć. Cholerna inteligencja. Dziadek miał jednak rację, inteligencję trzeba gnoić i do roboty zapędzić. Chociaż wtedy będzie z nich jakiś pożytek. A najlepiej to ich wygonić do tej Hameryki czy innej cholery. Niech się tam wymądrzają, a Polskę zostawią w spokoju. Niech zostawią ją nam, prawdziwym Polakom.
Po tych słowach, wrócił do swoich obowiązków.
Tymczasem Hubert, nie mając pojęcia o tym, co myśli o nim kucharz i o tym, jak w myślach już dostosowuje poglądy swojego dziadka, dawnego ZOMO-wca do jego osoby, poszedł na główną salę, gdzie szybko odnalazł stolik numer 7. Siedziała przy nim grupka młodych ludzi. Byli tam jakaś śliczna blondynka o nieco filigranowanej urodzie, jakaś nieco wulgarnie ubrana chuda szatynka, wysoki chudy chłopak o czarnych włosach i nieco kościstych policzkach, a także średniego wzrostu i przeciętnej urody chłopak o niesympatycznej twarzy i włosach kręconych w dziwaczne loczki. A więc to oni zamówili to jedzenie. Siedzieli, rozmawiali ze sobą dosyć głośno, a chłopak w kręconych włosach zanosił się głośno od śmiechu. Jego kolega, wysoki brunet skarcił go już kolejny raz za niewłaściwe zachowanie, ale on się tym nie przejmował i dalej zachowywał się tak, jakby lokal należał do niego.
Hubert pokręcił załamany głową. No tak, znoszenie takiego jaśnie państwa nie będzie łatwo. Odkąd upadła komuna, powrócili do niej panowie, ale nie tacy dobrze wychowani jak kiedyś, ale hołota, która do niedawna była nikim, a potem stała się kimś przez znajomości, a za nimi przyszli ich znajomi, a za nimi jeszcze inni. Jednym słowem, krewni i znajomi Królika wraz z samym Królikiem dostali pozycję panów i teraz oni rozdawali karty. A efekty tego Hubert miał okazję widzieć na własne oczy. Ale trudno, przecież nie będzie się przejmował głupkami. Ma swoją pracę i musi ją wykonywać, czy mu się to podoba, czy nie. Dlatego podszedł do stolika, położył tacę na nim i powoli zaczął wykładać dania.
- No, jest pan wreszcie. Raczył się pan wreszcie zjawić, my tu już dwadzieścia minut czekamy - warknął w jego kierunku chłopak z loczkami na głowie.
- Ignaś, odpuść sobie. Widziałeś, jaki dzisiaj ruch. Chłopak robi, co może - powiedział wysoki brunet.
Chłopak nazwany Ignasiem zachichotał złośliwie i spojrzał na kolegę, mówiąc:
- Eryk, nie mów mi, że będziesz go bronić. To, że grałeś kiedyś kelnera nie znaczy, że masz się z tym środowiskiem utożsamiać do końca życia.
- Ja się nie utożsamiam, tylko mówię, jak myślę - odparł na to brunet zwany Erykiem.
- Chłopaki, dajcie spokój. Ważne, że przyniósł. Czy naprawdę ważne jest, że trzeba było trochę na to poczekać? - zapytała dowcipnie szatynka, próbując rozładować atmosferę.
- Maryśka, ty to przywykłaś do czekania, to możesz być sobie pobłażliwa - odpowiedział jej na to Ignaś - Ale jak ja coś każę zrobić w trymiga, to ma być zrobione w trymiga! To takie trudne?
- Wiesz dobrze, że usmażenie tego wszystkiego wymaga czasu - odezwała się blondynka.
- Ale ja jestem głodny i czekam! I jeszcze ten debil podaje mi nie to, co chciałem!
To mówiąc, spojrzał z wyrzutem na Huberta, który szybko zrozumiał, że podał Erykowi danie Ignacego i odwrotnie. Przepraszając, szybko zamienił talerze, ale o ile dla bruneta nie stanowiło to żadnego problemu, dla jego loczkowanego kolegi już tak.
- Słuchaj, koleś! Mówiłem wyraźnie, co zamawiam, a co nie! Czy ty naprawdę jesteś takim debilem, że nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?
- Daj mu spokój! On ma pewnie mnóstwo zamówień i nie może wszystkiego pamiętać! - zawołała oburzonym tonem blondynka.
- Mnóstwo czy nie, jakbym ja się tak tłumaczył na planie filmowym, to by już dawno mnie wylali i nawet wujek Zbigniew by mi nie pomógł - mruknął Ignacy - Jak się nie rozumie, to się za coś nie bierze i kropka.
- Ignaś, wyluzuj - mruknęła ze złością szatynka nazywana Marysią, która miała już wyraźnie dosyć jego gwiazdorzenia.
Normalnie jej ono nie przeszkadzało, ale w miejscu publicznym niekiedy on przeginał i nawet ona, choć niesamowicie wyluzowana, miała tego dosyć. Taki towarzysz przy jednym stole psuł jej opinię w oczach fanów, a ona tego sobie nie życzyła. Miała opinię dobrodusznej i miłej dziewczyny i nie chciała tej opinii zmieniać.
Hubert westchnął i ze stoickim spokojem zniósł zachowanie Ignacego, po czym dokończył swoje zadanie, odniósł tacę i przyniósł zamówione butelki Pepsi. Gdy tylko je przyniósł, Ignacy kazał mu je otworzyć i nalać im do szklanek. Choć nie było to jego obowiązkiem, Hubert wykonał polecenie i nalał kolejno gazowanego napoju do trzech szklanek. Gdy nalewał do czwartej, która należała do nieznanej mu z imienia blondynki, nagle poczuł się dziwnie. Blondynka wydawała mu się jakoś tak dziwnie znana, choć nie umiał sobie wyjaśnić, skąd mógłby ją znać. Gdy nalewał jej napój, nagle zegar wybił godzinę czwartą, czyli koniec jego zmiany. Pogrążony w myślach, zastanawiający się, skąd może znać tę dziewczynę, lekko podskoczył, kiedy bicie zegara dotarło do jego uszu i ręka mu zadrżała. To wystarczyło. Cola wylała się nieco na stolik i na kolana blondynki, która pisnęła przerażona. Hubert szybko odłożył butelkę na stolik, chwycił za serwetkę i zaczął wycierać stolik, a także podał dziewczynie kilka chusteczek, aby mogła się wytrzeć. Blondynka chciała go chyba zwyzywać, kiedy jednak spojrzał na nią przepraszająco, uspokoiła się i darowała sobie uwagi na jego temat.
- Naprawdę bardzo przepraszam. Nie wiem, co się stało. To naprawdę niechcący.
Eryk i Marysia, widząc, co się stało, zaśmiali się rozbawieni całą sytuacją, a Ignacy zaczął ze złością patrzeć na Huberta, którego blondynka, aby uspokoić i powiedzieć, że się nie gniewa, obdarzyła serdecznym uśmiechem. Od tego uśmiechu młodemu człowiekowi zrobiło się bardzo ciepło na sercu. Poczuł się na tyle lepiej, że zdążył nalać do końca jej colę do szklanki i kłaniając się grzecznie, zabrać puste butelki i odejść.
Szybko oddał puste naczynia do kuchni, potem zdjął uniform pracowniczy, włożył kurtkę i wyszedł z lokalu, oddychając z ulgą. Uff! Chyba nic się nie stało. Blondynka chyba nie zrobi o to awantury. Nic w każdym razie na to nie wskazywało. A swoją drogą, on już gdzieś widział tę twarz. Te oczy i ten uśmiech nie były mu obce. Tylko gdzie? Nie wiedział.
Odpowiedź znalazł przypadkiem, kiedy zasiadł wieczorem przed telewizorem. Leciał wówczas w telewizji na kanale TVP 1 jego ulubiony serial z ostatnich lat. "OJCIEC MATEUSZ". Emitowano wówczas odcinek "KURTKA". W nim to zagrał Cezary Pazura jako bogaty architekt, któremu zabito żonę, a podejrzaną o to była jego nastoletnia córka, grana przez Marysię Dębską. Obok niej grała, debiutująca wówczas pewna śliczna blondyneczka. Hubert rozpoznał ją od razu. To była ona! Ta sama dziewczyna, którą widział dzisiaj w restauracji! To była ona, bez dwóch zdań! Hubert zaintrygowany obejrzał odcinek do końca, a potem odpalił Internet i sprawdził dokładnie ten odcinek. Szybko odkrył, że ta blondynka to znana od kilku lat aktorka i tancerka Vanessa Aleksander. Odkrył też, iż kojarzy ją z jeszcze innego serialu kryminalnego, "BELLE EPOQUE". A więc to była ona. I on zawarł z nią dziś znajomość, oblewając ją colą. No pięknie. Raczej proszenie jej przy ponownym spotkaniu o autograf nie wchodziło w grę. Jeżeli w ogóle jeszcze ją spotka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 16:02, 09 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12122
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Czw 8:25, 10 Kwi 2025 Temat postu: Sztuka i miłość |
|
|
O jaki uroczy fanfik
Czuje inspirację moim opowiadaniem, tym, gdzie, Elvis zakochał się w kelnerce, która oblała go colą.
Vanessa Aleksander to chyba najpiękniejszy uśmiech polskiego kina.
Zawsze gra silne dziewczyny z charakterem, choć nie pozbawione wrażliwości.
Przynajmniej tak ją kojarzę.
Poznajemy sympatycznego Huberta, który mimo wykształcenia musi pracować w knajpie. Samo życie, po studiach masz do wyboru albo sklep, albo MacDonald, albo call center lub zapieprzasz na zmywaku w Londynie.
Byłam osobiście świadkiem pewnej sytuacji, gdy pani powiedziała do kelnerki te gofry, które robicie tutaj to gówno.
Żal mi się dziewczyny zrobiło. Sytuacja podobna do tej opisanej w opowiadaniu, że trzeba znosić zachowania bogatych chamów.
Ignacy Liss niepotrzebnie się popisuje, że jego wujek to znany aktor.
Myśli, że kim niby jest jakimś hrabią ?
Ciekawa jestem jak to się dalej rozwinie i czy Hubert spotka jeszcze aktorkę i w jakich okolicznościach to spotkanie nastąpi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 8:39, 10 Kwi 2025, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11480
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 1:13, 13 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Odcinek II - Zwolnienie
Następnego dnia, Hubert zadowolony ruszył do pracy. Po odkryciu, że miał wczoraj do czynienia ze znaną aktorką i do tego taką uroczą i sympatyczną, właścicielką jednego z najbardziej uroczych uśmiechów na świecie, samopoczucie młodego mężczyzny znacznie się poprawiło. Bo w końcu, dziewczyna nie zrobiła mu awantury, nie czepiała się go i nie próbowała narobić mu problemów u szefów. Tylko uśmiechnęła się do niego i powiedziała, że nic się nie stało. Zatem wszystko powinno być w porządku, czyż nie? Poza tym, świadomość poznania osobiście tak znanej celebrytki jest czymś, co warto posiadać, nawet jeżeli ceną tego były przez chwilę zszargane nerwy. Tak, dla takiego spotkania można było przez chwilę nawet się zdenerwować, jeżeli potem miało się mieć już tylko i wyłącznie dobry humor.
Przybył na miejsce pracy punktualnie, jak zwykle zresztą. Hubert miał, jak każdy zresztą człowiek, swoje wady, jednak nigdy nie należała do tych wad niepunktualność. Takie sprawy jak przychodzenie na czas w umówione miejsce czy do pracy traktował niezwykle poważnie. Nawet, jeżeli w grę wchodziło zajęcie, które mu nie odpowiadało lub nie sprawiało mu wcale przyjemności. Nawet wtedy przychodził zawsze punktualnie. Działał wtedy w myśl zasady, że mogą go nie darzyć sympatią ani szacunkiem, ale on okaże szacunek, przybywając do pracy na czas, aby nie zniżać się do poziomu tych, którzy sami gardzi. Mogą być wobec niego wredni, ale on nie będzie im się odpłacać tym samym, tym bardziej, jeżeli od dobrych manier zależy jego praca. A stały zarobek jest znacznie ważniejszy niż sympatia lub jej brak wobec pracodawcy.
Kiedy więc przybył na miejsce, zadowolony zaraz zdjął kurtkę i poszedł po swój służbowy strój, aby się w niego przebrać. Nie zdążył jednak tego zrobić, ponieważ nagle, gdy szedł do przebieralni, stanął mu na drodze właściciel restauracji. Nie wyglądał niestety wcale na zadowolonego. Jego mina ponadto wyrażała niechęć i to skierowaną konkretnie do Huberta.
- O! Już jesteś! To doskonale. Właśnie chciałem z tobą porozmawiać. Nie musisz się dzisiaj przebierać.
Hubert spojrzał na niego zdumiony. Co też jego szef planuje? Dlaczego niby nie musi się przebierać? O co tu chodzi?
- Nie muszę? To jak ja będę obsługiwać gości?
- Nie musisz ich obsługiwać. Ani dzisiaj, ani nigdy więcej, bo już tu nie pracujesz.
Huberta zmroziło, kiedy to usłyszał. Dlaczego szef mówił mu to właśnie teraz? Dlaczego nagle podjął taką decyzję? Co to spowodowało? Czyżby wczorajszy incydent?
- Ale dlaczego, szefie? Co się stało?
- Nie wiesz? - zapytał z kpiną w głosie mężczyzna - A co się stało wczoraj, co? Aha! Widzę, że już ci coś świta, prawda?
Hubert załamany westchnął. A więc jednak. Doniosła na niego. Ta śliczna blondyna o uśmiechu słodkiej laleczki złożyła na niego skargę. A mówiła wczoraj, że nic się nie stało. Naprawdę bardzo zdolna z niej aktorka. Nieźle udawała, że się nie gniewa na niego. A potem obrażona poszła ze skargą do jego szefa. No pięknie. A on się dał nabrać i myślał, że to nic takiego i dziewczyna jest miła i kochana. Widać pomylił się.
- Owszem, pamiętam doskonale, co było wczoraj. Ale przecież ta pani powiedziała, że się nie gniewa i nic się nie stało.
- Nie wiem, co ona ci powiedziała. Wiem za to, że skarga na ciebie została złożona i ja muszę wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Ta pani i jej przyjaciele, których obsługiwałeś wczoraj, to nie byle kto. To bardzo szanowni ludzie, celebryci naszych czasów. Nie można ich traktować jak zwykłych ludzi. Ani tym bardziej lekceważyć ich skarg. Dlatego wybacz, ale muszę cię zwolnić, kochasiu. Ale pocieszę cię, z twoimi talentami na pewno szybko znajdziesz sobie nową pracę. Bo masz talenty, choć chyba nie do obsługi klientów. Polecam ci, abyś poszukał sobie pracy w innej branży. Zdaje się, że do zamiatania ulic potrzebują ciągle kogoś.
Dla Huberta tego wszystkiego było za wiele. Zawód postępowaniem Vanessy był już przykry, ale kpiny jego byłego szefa zdecydowanie przelały czarę goryczy. Dosyć było udawania miłego i potulnego pracownika. Koniec z eleganckim traktowaniem tego bubka, który pozwalał, aby inni mu tu dokuczali i szydzili z niego tylko dlatego, że nie mieli wykształcenia, a on tak.
- No tak, rzeczywiście, tam szukają ludzi - powiedział ze złością - Ale wie pan co? Z takim podejściem do ludzi i ocenianiem po pozorach, jakim pan się cechuje, mogę powiedzieć, że pan tam szybciej trafi niż ja. Kto wie? Może wtedy to ja będę pana przełożonym?
Właściciel restauracji spojrzał na niego ze złością i warknął:
- Wynoś się, inteligenciaku! I radzę ci, żebyś tu nie więcej nie przychodził, nawet jako klient. Bo to lokal z klasą, nie dla takich ludzi jak ty.
Hubert spojrzał na niego wyniośle i rzekł ponuro:
- Ludzi z klasą? No właśnie widziałem, jakich ludzi z klasą pan tu obsługuje. Ale po pana zachowaniu jakoś wcale mnie to nie powinno dziwić. Jaki pan, taki kram.
Zadowolony, że choć trochę się na nim odegrał, Hubert oddał mu uniform kelnera, zabrał swoją kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy wychodził, dogoniły go słowa byłego już pracodawcy.
- Wypłatę swoją dostaniesz jeszcze dzisiaj na swoje konto. Żeby nie było, że nie jestem uczciwy. Swoje zarobiłeś, to swoje bierz i spadaj. I nie waż się mnie ciągać po sądach, bo cię zniszczę, zapamiętaj to sobie.
- Nie zamierzam, proszę pana. Jeśli uczciwie pan zapłaci, to nie zamierzam panu robić problemów. Pan sam je sobie narobi takim postępowaniem jak to.
To mówiąc, Hubert wyszedł i ruszył powoli w kierunku swojego mieszkania. Nie miał obecnie ochoty na to, aby pochodzić po mieście lub gdziekolwiek pójść. Jedyne, na co miał teraz ochotę, to pójść do domu i zaszyć się w nim z dala od całego świata. W głowie zaś pomstował na swojego byłego szefa oraz na Vanessę. Jak ona mogła? Doniosła na niego i to nieco potem, jak powiedziała mu, że wszystko w porządku i nic się nie stało. Jak mogła? To okropne. Jak widać, nikomu nie można na tym świecie ufać. A już na pewno nie aktorom.
Nie wiedział, że godzinę po tym, jak został wyrzucony z pracy, w restauracji zjawiła się Vanessa Aleksander, wyraźnie czymś przejęta. Z miejsca zażądała rozmowy z właścicielem, po czym, gdy tylko ją do niego zaprowadzono, od razu powiedziała:
- Bardzo pana przepraszam, ale mam ważną sprawę.
- Ależ naturalnie, pani Vanesso! - zawołał podnieconym tonem właściciel restauracji, wstając od biurka i kłaniając się uniżenie aktorce - Proszę usiąść. Czym mogę służyć? Może coś pani podać? A może chce pani zapalić?
- Dziękuję, nic z tych rzeczy - odpowiedziała dziewczyna - Mam inną sprawę. Chodzi o to, co miało miejsce wczorajszego dnia w pana lokalu. Otóż jeden z pana kelnerów niechcący mnie oblał colą.
- Wiem o tym, proszę pani i zapewniam panią, że już się zająłem tą sprawą.
Vanessa westchnęła przerażona, kiedy to usłyszała. Czyżby się spóźniła?
- Wie pan, dowiedziałam się dzisiaj, że mój kolega przyszedł do pana ze skargą na temat tego kelnera i twierdził, że rzekomo zostałam obrażona. Otóż chciałam panu wyjaśnić, że wcale tak nie jest. Mój kolega zrobił to wbrew mojej woli i bez mojej wiedzy. Dlatego przyszłam tutaj, aby to wszystko odkręcić.
Właściciel restauracji zmieszał się, kiedy usłyszał słowa Vanessy. A więc ona nie wiedziała o niczym i wyraźnie nie była zadowolona z tego, że jej kolega, Ignacy Liss porządził się za jej plecami? Niedobrze. Nawet więcej niż niedobrze. To oznacza, że kiedy dowie się, co on zrobił, może być co najmniej niezadowolona. A jej niezadowolenie to kiepska reklama dla jego lokalu. Trzeba szybko to jakoś odkręcić, póki jeszcze czas.
- Widzi pani, pani kolega powołał się na panią, a ja myśląc, że pani o wszystkim wie i pani sobie tego życzy, zwolniłem już tego kelnera.
Vanessa westchnęła przerażona, kiedy to usłyszała.
- Zwolnił go pan? Za taką głupotę? Jak pan mógł?
- Myślałem, że pani sobie tego życzy, proszę pani. Poza tym, naprawdę pan Liss powołał się na panią i muszę dodać...
Vanessa przerwała mu ruchem ręki. Nie miała ochoty słuchać jego tłumaczeń. A z Ignacym, to ona jeszcze sobie porozmawia. Jakim prawem podejmował jakiekolwiek działania bez jej wiedzy? Tego nie mogła tak po prostu zostawić.
- Musi pan przyjąć tego kelnera z powrotem do pracy.
- Przyjąć go z powrotem? - właściciel przerażony spojrzał na dziewczynę - Ale, proszę pani...
- Musi pan. Nalegam - odparła z naciskiem dziewczyna - I więcej panu powiem. Osobiście pójdę do tego pana i przeproszę go za zachowanie mojego kolegi.
- Ależ proszę pani. To naprawdę nie jest konieczne. Cackanie się z byle kelnerem.
Vanessa popatrzyła na niego groźnie, aż zamilkł w pół słowa, a po chwili dodała:
- Z byle kelnerem, tak? Coś panu powiem. Kiedyś, podobnie jak on, gdy byłam na studiach, dorabiałam sobie w podobnym lokalu, co ten. Też byłam byle kelnerką, szanowny panie. I jak pan widzi, nie przeszkodziło mi to w karierze. Więcej panu powiem. Wielu moich kolegów i wiele moich koleżanek zaczynało podobnie. Dlaczego pan więc uważa, że kelner to byle kto? Zresztą, jeśli nawet ma pan rację, to kto wie, kim taki byle kto stanie się kiedyś? Radzę panu, żeby pan nigdy nie lekceważył takich ludzi. Nigdy nie wiadomo, czy nie rozmawia pan z przyszłym sławnym aktorem czy prezydentem?
Właściciel lokalu wątpił, aby Hubert miał możliwość zostać jednym lub drugim, ale powstrzymał się od parsknięciem śmiechem na taki argument, ponieważ wiadomość o tym, że Vanessa zaczynała jako kelnerka sprawił, że poczuł się strasznie nieprzyjemnie. Jeśli dziewczyna uzna, iż to, co jej przed chwilą powiedział to coś obraźliwego, może mu narobić problemów. Lepiej było ją szybko ugłaskać, zanim będzie za późno.
- Naturalnie, mogę przyjąć pana Huberta z powrotem do pracy. Ale z tymi przeprosinami od pani, to chyba już niepotrzebne. Po co się będzie pani fatygować? Ja mogę go przeprosić w pani imieniu.
Vanessa pokręciła przecząco głową.
- O nie! Nie ma mowy. Już raz ktoś coś robił w moim imieniu i narobił problemów niewinnej osobie. Tym razem osobiście dopilnuję, żeby wszystko było zrobione, jak należy. To gdzie mieszka ten pan... Jak mu na imię?
- Hubert, proszę pani.
Hubert, pomyślała Vanessa. Jakie ładne imię. I on sam też niczego sobie. W dodatku wydawał się być bardzo miły. Może więc przyjmie jej przeprosiny? Oby zechciał to zrobić, inaczej będzie ją to jeszcze bardzo długo dręczyć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 1:18, 13 Kwi 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12122
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Nie 9:09, 13 Kwi 2025 Temat postu: Odcinek II - Zwolnienie |
|
|
Wreszcie jest nowy odcinek
Biedny Hubert ,został niesłusznie zwolniony z pracy
Ten kierownik jest bardzo niesympatyczną osobą.
Hubert niesłusznie podejrzewał Vanessę, że ona się przyczyniła do jego zwolnienia.
Jak się okazuje, to ten paniczyk Ignacy Liss doniósł na biednego Hubusia.
Vanessa chce jednak wyjaśnić całe to nieporozumienie.
Chyba ten sympatyczny chłopak wpadł w jej oko, a może nawet zapadł w serce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11480
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 2:38, 15 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Odcinek III - Niespodziewana wizyta
Zgodnie ze swoim wcześniejszym postanowieniem, Hubert powrócił do swojego mieszkania. Nie miał najmniejszej ochoty na to, aby pójść na miasto i w nim znaleźć ukojenie dla swoich zszarganych nerwów. Nie chciał obecnie oglądać nikogo. Nie chciał chodzić po mieście z obawy, że spotka kogoś ze swoich znajomych. Gdyby takiego kogoś spotkał, musiałby odpowiadać na jego pytania i być może wyjaśnić, co się dzisiaj stało. A na to nie miał już zdecydowanie najmniejszej ochoty. Jedyne, czego teraz pragnął, to święty spokój, ten zaś mogła mu jedynie zapewnić samotność. Z tego też powodu, wrócił do siebie, zdjął kurtkę i buty, po czym wyłożył się wygodnie na łóżku. Był wściekły i musiał ochłonąć. Musiał się uspokoić. Bardzo tego potrzebował. Ukojenia, spokoju i opanowania. Daleko mu jednak było do tego. Obecnie miał bardziej ochotę krzyczeć, a wręcz wrzeszczeć z rozpaczy. Strata pracy stanowiła dla niego coś przygnębiającego. Czuł się tym wszystkim przybity, chociaż tak naprawdę nie samo zwolnienie z pracy go dobiło. O wiele bardziej go załamało to, przez kogo został zwolniony.
- Żeby chociaż ona za to nie odpowiadała - mówił sam do siebie - Po tym gnojku niczego dobrego się nie spodziewałem, ale po niej? Właśnie po niej spodziewałem się czegoś lepszego. Właśnie od niej bym oczekiwał, że będzie dobra i kochana.
Dlaczego tego się spodziewał? No cóż... Nie wiedział, co na to sobie odpowiedzieć. Nie chciał przed samym sobą zabrzmieć płytko, bo prawda była taka, że aktorka oczarowała go swoim uśmiechem i swoimi oczami. Zachwyciła go nimi i sprawiła, iż nie był w stanie zapomnieć tego, jak cudownie wyglądała w momencie uśmiechnięcia się do niego. Czuł, że to dosyć płytkie. Nie powinien nikogo nie oceniać po wyglądzie i pozorach. Ale tak właściwie, to jak inaczej miał to zrobić? Przecież nic nie wiedział o tej aktorce. Nie miał pojęcia, kim ona była, jaki miała charakter i dlaczego wydawało mu się, że ma dobry charakter, bo jest urocza z wyglądu?
Leżał tak już jakiś czas na łóżku, patrząc w sufit i wędrując po świecie swoich myśli. Wciąż go nie opuszczał widok uśmiechniętej buzi Vanessy. Ten widok, który po prostu chwycił go mocno za serce i który był piękniejszy od wszystkiego innego, co widział na świecie, nie opuszczał go i nie chciał zostawić w spokoju. Ciągle do niego wracał i dręczył. Nie mógł przestać o nim myśleć ani też o tym, jak bardzo się zawiódł na aktorce i swoich wobec niej oczekiwań. Nie rozważał kwestii tego, że stracił pracę. Było to dla niego bardzo przykre, ale wiedział bardzo dobrze, że znajdzie nową, może nawet lepszą od tej poprzedniej. Smuciło go to, jak został potraktowany w tej pracy i przez kogo to się stało. Tylko to go przygnębiało.
Nie wiedział, jak długo o tym myślał, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi jego mieszkania i jeszcze dodatkowo zapukał do nich. Zaintrygowany chłopak powoli wstał z łóżka i poszedł sprawdzić, kto też zaszczycił go swoją obecnością. Był psychicznie wykończony, dlatego nie sprawdził w wizjerze, z kim ma do czynienia, tylko otworzył drzwi od razu i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że w jego progu stoi ona... Dziewczyna, o której właśnie myślał. Vanessa Aleksander. Stała w jego progu i się w niego uważnie wpatrywała.
- Dzień dobry - powiedziała do niego przyjaźnie - Czy nie przeszkadzam? Mogę wejść?
Hubert nie wiedział przez chwilę, co ma odpowiedzieć dziewczynie. Szok z powodu jej obecności tutaj, w tak skromnym i prostym miejscu jak jego mieszkanie, połączony z szokiem związanym z wiedzą o tym, co ona zrobiła, były dla niego zdecydowanie zbyt silną mieszanką, aby miał całkiem spokojnie podejść do tego wszystkiego, jak do czegoś zupełnie normalnego. Machinalnie odparł więc, że tak. Dziewczyna zaś weszła do środka i Hubert miał okazję jej się przyjrzeć. Zauważył, że Vanessa ma na sobie śliczną sukienkę, białą w kwiatki i bez ramion. Wyglądała w niej czarująco, zwłaszcza, że miała rozpuszczone włosy sięgające jej do połowy pleców. Pięknie one falowały, gdy się poruszała. Zachwycała ona Huberta każdym swoim krokiem, choć przyćmiewało to nieco to, co dzisiaj go przez nią spotkało.
- Mogę wiedzieć, co panią do mnie sprowadza? - zapytał ponurym tonem.
Vanessa, która rozglądała się delikatnie po całym mieszkaniu młodego mężczyzny, odwróciła się do niego przodem i lekko zachichotała.
- Owszem, może pan. Ale dziwi mnie ta "pani".
- A jak mam się do pani zwracać?
Vanessa uśmiechnęła się wesoło i odpowiedziała pytaniem na to pytanie:
- A ile ma pan lat, panie Hubercie?
Huberta zdziwiło to pytanie, bo nie rozumiał, jakie ma ono znaczenie, ale odpowiedział:
- Trzydzieści.
- No właśnie, a ja dwadzieścia sześć - odparła Vanessa takim tonem, jakby to było coś oczywistego i normalnego - Jestem młodsza od pana. Czy wypada mówić do młodszej osoby od siebie pani? To brzmi śmiesznie. Nie możemy mówić sobie na "ty", jakbyśmy byli sobie równi?
- Nie wiem, jak mogę być równy znanej na cały kraj artystce.
- Normalnie, bo to nie artystka przyszła tutaj, tylko zwykła dziewczyna. Tak, zwykła dziewczyna, która chciała porozmawiać i wyjaśnić pewne sprawy, które niechcący wywołała. Ale ta zwykła dziewczyna ma pewien kaprys. Przywykła do tego, że tam, gdzie pracuje, nawet dużo starszym od siebie kolegom i koleżankom mówi na "ty". To "pani" trochę ją peszy. Woli już rozmawiać z panem właścicielem tego mieszkania jak równa z równym. Jak dzieci w przedszkolu.
Zachichotała, rozbawiona tym porównaniem.
- Wiem, gadam jak potłuczona, ale po prostu bawi mnie nazywanie mnie panią. Nie jestem żadna pani. Jestem Vanessa, a ty?
To mówiąc, wyciągnęła rękę w kierunku Huberta. Młody mężczyzna nie wiedział, czy powinien ją przyjąć, zwłaszcza po tym, ile problemów mu ta dziewczyna narobiła, ale mimo to, możliwe, że machinalnie, uścisnął jej dłoń i odpowiedział:
- A ja Hubert.
Vanessa obdarzyła go promiennym uśmiechem, od którego mężczyzna poczuł, że topnieje mu serce. Ten uśmiech wciąż na niego działał. Nawet teraz, kiedy był na nią zły. Kiedy powinien być na nią zły, choć tak naprawdę zrobić tego nie umiał.
- Doskonale. To formalności mamy już za sobą - powiedziała życzliwie Vanessa - Teraz mogę przejść do rzeczy. Czy mogę usiąść?
Hubert potwierdził i pokazał jej dłonią na krzesło przy stole. Kiedy na nim usiadła, usadowił się naprzeciwko niej na drugim krześle i zapytał, co ją sprowadza.
- Chciałam przeprosić za to, że miałeś z mojego powodu dzisiaj problemy. Naprawdę, nie chciałam ci ich narobić.
- Jeśli nie chciałaś mi ich narobić, czemu złożyłaś na mnie skargę? - zapytał ponuro Hubert.
Vanessa pokręciła nagle przecząco głową i odpowiedziała:
- Ale to nie ja. To Ignacy złożył skargę na ciebie. Ja nie miałam nic wspólnego. Kiedy tylko się dowiedziałam, co on zrobił, natychmiast pobiegłam to szybko odkręcić, ale niestety, dowiedziałam się, że cię zwolniono. Przepraszam cię. Ja naprawdę nie chciałam, żebyś miał problemy i to jeszcze z tak głupiego powodu.
Hubert popatrzył zdumiony na Vanessę. Tego się nie spodziewał. A więc to nie ona na niego doniosła? Nie przez nią go zwolniono? To ciekawe. Czyżby źle ją ocenił?
Vanessa tymczasem mówiła dalej:
- Naprawdę, bardzo cię przepraszam za Ignacego. On naprawdę jest czasami nieznośny. Odkąd został hrabią Czyńskim, wiecznie się tylko popisuje. Myśli pewnie, że jest nowym Stockingerem, ale daleko mu do niego.
- Hrabią Czyńskim?
Nagle Hubertowi w głowie coś zaświtało. A więc ten zarozumiały bubek to Ignacy Liss, ten aktor z nowego "ZNACHORA". No tak, oczywiście. Powinien go od razu poznać. Pozostała część paczki, to na pewno też znani aktorzy. A zatem to przez tego mądralę stracił pracę. No tak, jakoś bardzo to do niego pasowało, że obrażony o byle co, złożył na niego skargę.
- Ach, no tak. Ignacy, czyli Ignacy Lisek. Ten zarozumiały paniczyk z loczkami na głowie, co grał nowego Leszka w nowej wersji "ZNACHORA".
Vanessa uśmiechnęła się delikatnie, po czym powiedziała wesoło:
- Owszem. Niestety, to on. Nie lubię z nim pracować, ale co robić? Praca to nie zawsze robienie tego, co się chce.
- Niestety. Wiem coś o tym.
- No właśnie. I bardzo cię za niego przepraszam.
- Dlaczego? Ty nie zrobiłaś nic złego. Skoro on jest winien, czemu on nie przeprosi, tylko ty?
- Bo jest hrabią, jaśnie panem, a tacy nigdy nie przepraszają. Nawet jeśli wszyscy wiedzą, że to oni zawinili.
Hubert uśmiechnął się rozbawiony, a Vanessa, odbierając to za dobrą monetę, mówiła dalej:
- Chciałabym jednak wynagrodzić ci to, co cię spotkało. Mówiłam z twoim szefem. Możesz jutro wrócić do pracy, jeśli zechcesz.
Hubert zastanowił się nad jej propozycją. Była bardzo miła. Przyjemnie mu się zrobiło na sercu, że dziewczyna tak poważnie jego problem potraktowała, iż nawet załatwiła mu powrót do pracy. Ale nie wiedział, czy powinien przyjąć jej propozycję. Czy wypada mu korzystać z protekcji? Poza tym, czy powinien tam wracać i znowu znosić kpiny pod jego adresem?
- Dziękuję, jesteś bardzo miła, ale chyba nie skorzystam. Nie wiem, czy chcę tam wrócić. To raczej nie jest miejsce pracy dla mnie.
- Masz już upatrzoną inną pracę? - zapytała Vanessa.
- Nie, jeszcze nie. Ale będę szukał.
- Wiesz, mogę ci pomóc. Znam tu parę osób i mogę pogadać, z kim trzeba.
- Nie wiem, czy powinienem o to prosić. To miłe z twojej strony, ale chyba sam powinienem sobie z tym poradzić.
- Wiesz, mimo wszystko, przeze mnie masz problemy. Pozwól mi to naprawić. Naprawdę bardzo chciałabym ci pomóc.
- Żeby mieć spokojne sumienie i nie dręczyć się tym, co się stało?
Złośliwość Huberta lekko uraziła aktorkę, ale zrozumiała, że sobie na nią zasłużyła, gdyż po części tak właśnie było. Miała wyrzuty sumienia i chciała to naprawić, aby być w porządku z samą sobą. Nie pomyślała, że jej propozycja może być odebrana jako jałmużna i dla człowieka, który ma swoją godność, może być czymś poniżającym. A ponieważ Hubert wydawał się jej miłym i dobrym człowiekiem, odpowiedziała przepraszająco:
- Wybacz, masz sporo racji. Chcę być w porządku sama z sobą. Ale to nie jedyny powód. Ja po prostu chciałabym ci pomóc.
- Nie wydaje mi się, żebyś mogła. Choć to bardzo miłe z twojej strony.
- Dlaczego nie wydaje ci się, żebym mogła?
- Bo nic o mnie nie wiesz. Trudno jest pomóc komuś, o kim się nic nie wie.
Vanessa uśmiechnęła się, bo właśnie coś przyszło jej do głowy.
- Jeśli tylko o to idzie, możemy łatwo ten problem rozwiązać. Pomyślałam, że pójdę na basen, a potem na lody i na spacer. Pójdziesz ze mną? Będziesz mógł mi o sobie opowiedzieć wszystko, co tylko zechcesz i wtedy będzie nam łatwiej znaleźć rozwiązanie twojego problemu.
Hubert widząc jej entuzjazm, z jakim podeszła do tego pomysłu, poczuł się lekko zmieszany. On miałby iść na spacer, na lody i na basen z taką sławą? On, zwykły chłopak? Czy to w ogóle jest możliwe? Czy to nie jest aby sen? Z drugiej strony chęć zobaczenia Vanessy w stroju kąpielowym i mokrej, a do tego spędzenia z nią więcej czasu była zbyt wielka, aby miał odmówić.
- Wiesz, to bardzo miłe z twojej strony i chętnie pójdę. Ale nie musisz mi pomagać w szukaniu pracy, choć to też jest bardzo miłe z twojej strony. Ja powinienem zrobić to sam.
- Może powinieneś, może nie... Jakie ma to znaczenie? Ja chcę ci pomóc i pomogę. I nie kłóć się ze mną, bo jestem uparta i jak sobie postanowię, że komuś pomogę, to mu pomogę i koniec.
- Jesteś, jak widzę, niezwykle uparta.
- Owszem, jestem taka Mary Uparciuszka. Jeśli chcesz więc mieć ze mną dobre relacje, naucz się, że walcząc z moim uporem niczego nie zyskasz. Mnie można jedynie przekonać, ale nigdy pokonać.
- To ciekawe, bo ze mną jest podobnie.
- To już coś o tobie wiem. Zawsze dobre to na początek - odparła wesoło Vanessa - To co? Idziemy razem na basen, a potem na lody?
Oczami wyobraźni Hubert widział już Vanessę w stroju kąpielowym i choć zganił się za te myśli, nie mógł się od nich powstrzymać ani sobie odmówić takiego widoku, dlatego z miejsca wyraził zgodę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 2:42, 15 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12122
Przeczytał: 196 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Wto 9:45, 15 Kwi 2025 Temat postu: Sztuka i miłość |
|
|
Nie spodziewałam się nowego odcinka tak szybko
Jaka miła niespodzianka
Nie powinno się oceniać człowieka po wyglądzie, a książki tylko po okładce, a jednak podświadomie często to robimy.
A może to miłość od pierwszego wejrzenia
Vanessa mnie trochę zaskakuje, że jest aż tak bezpośrednia wobec obcego faceta i idzie z nim na basen.
A to jednak Ignacy Liss doprowadził do zwolnienia Hubusia.
Prawdziwa gnida dworska
No ale w każdym porządnym filmie lub książce musi być jakiś czarny charakter.
Ignacy Liss to jeden z najbardziej rozchwytywanych aktorów ostatnich lat. Widzowie polubili go za serialowe wcielenia, jednak największą popularność zyskał dzięki nowej wersji „Znachora”, która trafiła na Netflixa w 2023 roku. Jego osiągnięciom z pewnością z uwagą przygląda się znany wujek. Mało kto wie bowiem, że 26-latek jest bratankiem jednej z największych gwiazd polskiego kina.
Choć Ignacy Liss od miesięcy cieszy się ogromną popularnością, mało kto wie, że pokochał aktorstwo m.in. dzięki wujkowi, który jest prawdziwą legendą polskiego kina. Okazuje się bowiem, że młody aktor to bratanek… Zbigniewa Zamachowskiego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 9:59, 15 Kwi 2025, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|