Serial Zorro

Kronikarz56

Twój tata ma poczucie humoru Smile

Ja osobiście uważam ten cytat za najzabawniejszy z całego filmu. Jest po prostu mistrzowski i z jaką powagą Vinn go wypowiedział. Coś śmiesznego powiedzianego w sposób poważny. Dobrze mu to wyszło Smile

Otóż to, ten film rewelacyjnie pokazuje, że życie bohaterskiego rewolwerowca najemnika, który pomaga innym nieraz prowadzi do tego, że życie jego jest wiecznie narażone, dlatego też nie ma on z kim wiązać swojej przyszłości, bo narażałby tylko innych. Albo wiąże się z kimś, a tego kogoś zabiją, aby go skrzywdzić i zostaje mu już tylko zemsta, dlatego taki rewolwerowiec jest wiecznie sam. I to wcale nie jest takie cudowne życie, jak się może wydawać. Podobają mi się też słowa Bernardo, który wyjaśnia dzieciakom, że nie jest bohaterem, bo nosi broń i ich rodzice w jego oczach są bardziej godni miana bohaterów, bo pracują ciężko na swoje rodziny i porywają się na coś tak wspaniałego jak uprawa roli, mimo niekiedy braku jakichkolwiek widoków na plony swojej pracy - coś, na co on nigdy by się nie zdobył.
Tak, w sumie to była misja samobójcza siódemki dzielnych samotników, którzy właściwie nic nie mieli do stracenia, a zysk też żaden, bo przecież wynagrodzenie marne i chyba nawet go nie wzięli na końcu. Tylko Harry Luck liczył na jakieś zyski, bo wierzył, że tu jest na pewno jakiś zakopany skarb, ale przecież i tak potem dowiódł, że przyjaciele są dla niego więcej warci - wrócił i zginął ratując Chrisa, bo przecież bandyci zastrzelili go wtedy, gdy już mieli zastrzelić Chrisa, a Harry odwrócił ich uwagę.
Można zadać sobie pytanie - za co oni walczyli? Za 50 dolarów i to chyba nie od łebka, tylko do podziału? Czy może raczej za sprawiedliwość i honor, które były w przypadku niektórych z nich jedynym, co im pozostało? Zwłaszcza w przypadku Lee, którego dręczyły koszmary z dawnych czasów i w sumie chyba nie miał on dokąd już iść? Małomówny nożownik Britt z pewnością też walczył o honor. Bernardo dostał za poprzednie misje podobnego rodzaju, które rewelacyjnie wykonał znacznie większą sumkę, zatem ta oferta nie była rewelacyjna. A jednak poszedł. I na pewno nie dla kasy. Chris też nie musiał ryzykować, a rozpoczął misję zbierania ludzi i zaangażował się w nią. Vinn dostał posadę w sklepie, a jednak wspólna akcja z pogrzebem Indianina połączyła go z Chrisem i poszedł z nim, też przecież nie dla zysku. Chico poszedł z nimi, bo był zachwycony kolegami starszymi i doświadczonymi, ale chyba też dla honoru, bo przecież sam był wieśniakiem i wiedział, jak to jest być prześladowanym. Harry tylko liczył na zysk, ale na końcu widać było, co jednak jest najważniejsze. A zatem można powiedzieć, że oni walczyli nie dla siebie, nie dla kasy, ale dla honoru, dla sprawiedliwości. Jedni, bo nigdy nie przestali w te wartości wierzyć, inni, bo i tak nie mieli lepszej perspektywy przed sobą, a mimo to wspólna walka połączyła ich z resztą drużyny. Jak dla mnie, to wszystko czyni ten film pięknym Smile

A z dialogów bawi mnie też na swój sposób śmierć Calvery. Pada on od kuli Chrisa i potem zdumiony patrzy na niego i pyta: "Wróciliście! Do takiej dziury! Dlaczego? Ludzie z waszą pozycją? Dlaczego?" i umiera, nie otrzymawszy odpowiedzi. Na swój sposób to bawi, to jego zdumienie, że on ich puścił wolno, a mimo to oni wrócili i taki śmieć bez honoru nie umiał tego pojąć. Nawet chyba Chris nieco wcześniej, gdy go Calvera zapytał, czemu tu przybyli, odpowiedział: "Tego nie pojmiesz ani ty, ani twoi ludzie".

ZORINA13

Coś Roberta Vaughan dręczyło jakieś wspomnienia, że bał się walczyć.
Bo jak powiedział, rewolwerowiec nie ma żywych wrogów.
I jak on był ubrany, ta biała nieskazitelna koszula, rękawiczki, jak jakiś dandys, a nie rewolwerowiec.
I umarł jako ostatni z siedmiu wspaniałych, dołączył do nich do Krainy Milczenia, gdzie może dalej bronią sprawiedliwości, kto wie ?
Chris Yul Brynner też był super, taki aktor z niesamowitą charyzmą, postać z pozoru zimna, chłodna i logiczna a pod spodem czuje się wiele uczuć.

Kronikarz56

No właśnie, grany przez Roberta Lee chodził tak elegancko ubrany i zauważyłem, że w pierwszej bitwie w ogóle nie walczył, tylko odczekał bezpiecznie, aż strzelanina się skończy. Dopiero w drugiej bitwie wziął już udział i choć się wahał, to jednak wziął udział i uwolnił tych chłopów uwięzionych, przez co mogli przybyć Wspaniałym z pomocą i dołączyć do bitwy. Niestety, chwilę później dostał kulkę. Choć może śmierć była dla niego wybawieniem od dręczących go koszmarów? A tak, słyszałem, że z całej siódemki ten aktor zmarł jako ostatni i dołączył do wiernych kompanów z Dzikiego Zachodu.
Właśnie, ta jego charyzma sprawiła, że był właśnie liderem paczki Siedmiu Wspaniałych. Co też było sprawiedliwe, skoro to przecież on ich zebrał. A ten aktor był naprawdę łysy, czy tylko do filmu się ogolił?

ZORINA13

Nie wiem dokładnie, ale w innym westernie, w którym go widziałam, też był łysy.
Pierwszy łysy, który będąc łysym, był bardzo seksy na ekranie.

Kronikarz56

Aha, rozumiem. W sumie mógł być naprawdę łysy. Musiałbym go też zobaczyć w innych filmach i sprawdzić, czy tam też był łysy Smile

Ale przyznaję, że z tą łysiną było mu całkiem do twarzy i dodawało mu to na swój sposób powagi Smile

ZORINA13

Widziałam go w jakimś innym westernie, że niby udawał złego chama, ale się czuło, że to supermęski fajny facet, który się umie zakochać do szaleństwa.
I cały ekran wypełniał swoją charyzmą, reszta facetów, aktorów w tym filmie bladła, niewielu aktorów ma taką naturalną charyzmę.

Kronikarz56

A podobno ten aktor nie lubił się za bardzo Stevem Mqueenem się nie lubił, zwłaszcza, że był od niego niższy i sobie robił górki z ziemi, aby podczas ujęć być wyższy, a Steve lubił mu je niszczyć, co nie sprzyjało atmosferze na planie filmowym Smile

ZORINA13

Nie wiedziałam o tym, Steve’em McQueenem też lubię, miał bardzo fajne role.

Kronikarz56

Ja słyszałem to na YouTube w jednym filmiku na temat tego właśnie filmu i dowiedziałem się o nim kilku bardzo interesujących ciekawostek Smile

ZORINA13

Rozumiem.

Kronikarz56

Bardzo lubię zbierać ciekawostki na temat lubianych przeze mnie filmów Smile

ZORINA13

W sobotę 5 września, na TVP 1,na Jedynce o godzinie 11 nasz ulubiony western Siedmiu wspaniałych, oryginalna wersja z 1960 roku.

Ta scena Bernardo z dziećmi, chyba najlepsza w całym filmie.
-Jeśli nie zginę, będziecie rozczarowani?
-Nie, będziemy zadowoleni, może nawet bardziej.

I potem zgodnie z umową, przynieśli kwiaty na jego grób.

Kronikarz56

Ulala! Super, ostatnio w weekendy kanał TVP 1 lubi emitować wszelkiego rodzaju westerny, rzecz jasna stare. Nie jest to mój ulubiony gatunek filmowy, ale ten film zdecydowanie uwielbiam. Dziękuję zatem za cynk, obejrzymy go razem Smile

Ale i tak uważam, że jego nie powinni w filmie uśmiercić i to jeszcze w taki głupi sposób, na sam koniec bitwy, kiedy mógł wyjść z tego cało. Świetna postać, a do tego aktor rewelacyjny. Pasuje mi do twardzieli, którzy jednak potrafią mieć wrażliwe serce. Chyba zagrał w filmach "WIELKA UCIECZKA" oraz "PARSZYWA DWUNASTKA". Swoją drogą ten drugi przypomina mi bardzo nasz ulubiony western. Też wszak grupka straceńców, która nie ma właściwie nic do stracenia poza życiem, które jednak dla niektórych jest utrapieniem, podejmuje się misji pozornie samobójczej i to bez perspektywy dobrego zarobku i zostają przyjaciółmi.

ZORINA13

Ja lubię westerny, a Siedmiu wspaniałych należy do moich ulubionych.
Szkoda go bardzo, ten aktor miał chyba litewsko-polskie pochodzenie ? Raczej był brzydalem, ale miał pewien rodzaj charyzmy, że potrafił gasić swoją obecnością na ekranie wszystkich innych. Chyba dlatego nam tak szkoda Bernardo, bo zdążyliśmy już go polubić za tę wież z dzieciakami, a tu taka nagła niespodziewana śmierć.

Kronikarz56

Ja tam westernów nie bardzo lubię, ale ten zdecydowanie mnie zachwyca. Zawiera bowiem w sobie i w swojej fabule wszystko, co kocham w historiach przygodowych i dlatego mogę go często oglądać i za każdym razem równie mocno mnie zachwyca Smile

Ulala! Poważnie, litewsko-polskie pochodzenie? Brzmi ciekawie. Owszem, nie był jakiś specjalnie przystojny, ale mimo wszystko posiadał w sobie pewien rodzaj charyzmy i rzeczywiście umiał dobrze zgasić każdego na ekranie. Zobacz np. scenę, kiedy Harry mówi do wszystkich Wspaniałych, że jeżeli wrócą do wioski, to zginą, bo wieśniacy nie kiwną dla nich nawet palcem. Bernardo wtedy mówi spokojnie i tak po prostu: "Harry... Nikt cię nie prosi, żebyś wracał" i dodaje do tego taką minę, że Harry od razu się zamyka. Właśnie, ja go najbardziej polubiłem i zawsze sobie wyobrażam, że jednak przeżył, tylko został ranny, udawał, że umarł, aby nastraszyć dzieciaki, a potem się ocknął, wieśniacy go wyleczyli i cóż... Potem składał z dzieciakami kwiaty na grobach swoich kolegów, może nawet zrobił sobie samemu symboliczny grób, a po jakimś czasie wyjechał ku nowym przygodom. Głupie, co? Ale tak go lubię Smile