Serial Zorro
Forum fanów serialu Zorro
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Serial Zorro Strona Główna
->
Forum fanów Zorro
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
fani Zorro
----------------
Forum fanów Zorro
Seriale
fan fiction
filmy
książki
znalezione ,wyszperane
aktorzy i aktorki
inne filmy o Zorro
postacie z serialu
lużne tematy
forum powitalne
muzyka
programy rozrywkowe
programy publicystyczne
Bajki ,baśnie
Odcinki
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
ZORINA13
Wysłany: Pią 10:42, 24 Sty 2025
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
A to ekranowa legenda sprawiła, że to forum powstało.
Kronikarz56
Wysłany: Czw 22:32, 16 Sty 2025
Temat postu:
Postscriptum
:
Kapitan Harry Love rok po schwytaniu legendarnego bandyty ożenił się z Mary McSwain. Małżonkowie zamieszkali w miasteczku Santa Clara. Ich związek nie był jednak udany i kilka lat późnej rozwiedli się, a Mary przeniosła się do Mission City. Love, który zaczął nadużywać alkoholu, nachodził byłą żonę grożąc, że ją zabije jeśli do niego nie wróci. Po jednej z takich awantur, w obronie Mary stanął jej pracownik. Między mężczyznami wywiązała się bójka, podczas której kapitan został ranny. Wskutek odniesionej rany Harry Love zmarł 29 lipca 1868 roku.
Potomkowie rodziny Joaquina Murriety żyją do dzisiaj w Meksyku i z pokolenia na pokolenie wciąż przekazują sobie opowieści o ich słynnym przodku. Często udzielają wywiadów dziennikarzom lokalnej prasy. Murrietę nazywają "El Patrio" ("Patriota") i w każdej rozmowie podkreślają, jak wiele zrobił on dla biednego meksykańskiego ludu.
Trudno im się dziwić. Przecież tak długo jak ludzie będą potrzebować bohaterów, tak długo będzie istniał Zorro, nieskazitelny bohater ludowy, który niczym Janosik i Robin Hood, zawsze staje w obronie słabszych i pokrzywdzonych. I nie ważne, że jego pierwowzorem był jeden z najgroźniejszych bandytów tamtych czasów. Liczy się tylko legenda, jaka pozostawił po sobie Joaquin Murrieta. Gdyby nie on nie byłoby hollywoodzkiego bohatera w czarnej masce. Nie byłoby konia o imieniu Tornado, który przybywał na każde gwizdnięcie swojego jeźdźca. I nie byłoby słynnej litery „Z”, wycinanej na tyłku "gamoniowatego", serialowego sierżanta Mendozy…
ZORINA13
Wysłany: Czw 20:12, 12 Gru 2024
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Zorro: naprawdę pochodził z Irlandii i był znacznie ciekawszy niż filmowy
Prawdziwy Zorro byt Irlandczykiem, znał 14 języków, chciał zostać królem Meksyku, ale wpadł w ręce Inkwizycji.
Awanturnik z Zielonej Wyspy nazywał się William Lamport i do 1998 roku słyszała o nim jedynie garstka specjalistów. Wtedy włoski historyk Fabio Troncarelli opublikował książkę „La spada e la croce” (Krzyż i miecz), w której dowodził, że Lamport był pierwowzorem Zorro. Książka pojawiła się w księgarniach mniej więcej wtedy, kiedy do kin wchodziła kolejna hollywoodzka ekranizacja przygód zamaskowanego jeźdźca z Anthonym Hopkinsem, Antoniem Banderasem i Catheriną Zetą-Jones w rolach głównych. Zbieżność nie była przypadkowa, dzięki czemu o książce i ustaleniach Troncarellego zrobiło się głośno także poza światem akademickim. Niekiedy wyglądało to śmiesznie, gdy np. „Independent” donosił: „Ostatniej nocy irlandzki historyk potwierdził istnienie Williama Lamporta”…
WNUK PIRATA
Akurat żaden naukowiec nie wątpił w historyczność Irlandczyka – co innego z poszczególnymi elementami jego niezwykłej biografii. William Lamport przyszedł na świat prawdopodobnie w 1611 r. w katolickiej rodzinie w Wexford, portowym mieście na wschodnim wybrzeżu Zielonej Wyspy. Przełom XVI i XVII w. był trudnym czasem dla Irlandczyków katolików, którzy walczyli z okupującymi ich wyspę Anglikami protestantami. Dziadek Williama Patrick był piratem, który napadał na angielskie statki. Pewnego razu wpadł w ręce wrogów i został skazany na karę śmierci. Król Anglii Jakub I Stuart odrzucił prośbę o ułaskawienie i w 1617 r., gdy William miał 6 lat, Patricka skrócono o głowę.
Młody Lamport kształcił się w Dublinie: najpierw w szkole jezuickiej, później w Trinity College. Około 1630 r. napisał pamflet, w którym atakował ówczesnego króla Anglii Karola I i religię protestancką. Dla własnego bezpieczeństwa nastolatek musiał uciekać z Irlandii na kontynent. Po drodze zgarnęli go piraci, grasujący w okolicach kanału La Manche. Lamport został przyjęty do załogi. Pływał z nimi przez kilka lat. Gdy piracki statek zatrzymał się pewnego dnia w porcie w Bordeaux, młody Irlandczyk dał nogę. Akurat w tym mieście mógł liczyć na schronienie, bo w miejscowym klasztorze franciszkanów przebywał jego brat John. We Francji nie zabawił jednak długo i wyjechał do Hiszpanii do La Coruńy.
W SŁUŻBIE JKM
Don Guillen de Lombardo y Guzman uczył się języków (poznał ich ostatecznie czternaście), wziął udział w kilku kampaniach wojskowych (m.in. w 1634 r. walczył ze Szwedami pod Nordlingen), zyskał sławę znakomitego szermierza i łamacza kobiecych serc. Pierwowzór Zorra przypominał więc Jamesa Bonda XVII w. tym bardziej, że de Rivares zaczął wysyłać go na tajne misje szpiegowskie. Irlandczyk wspominał o nich w zeznaniach złożonych przed Meksykańską Inkwizycją, ale szczegóły są owiane tajemnicą. Być może jakieś informacje na ten temat pozostają zagrzebane w hiszpańskich archiwach. Ciekawą pamiątką po podróżach Irlandczyka są jego portrety, które wiatach 1634-1635 namalowali Rubens (przechowywany w Timken Museum w San Diego w Kalifornii) i Anton van Dyck (Muzeum Szepmiiveszeti w Budapeszcie).
W1640 r. Lamport został wysłany w swoją najdłuższą misję-do Nowej Hiszpanii, czyli (jak byśmy dzisiaj powiedzieli) do Meksyku. Kiedy 21 kwietnia 1640 r. wypływał z portu w Cadiz, nie sądził, że na zawsze żegna się z Europą. W Hiszpanii pozostawił kochankę w ciąży. Skandal był spory, bo Ana de Cano y Leyva pochodziła ze szlacheckiej rodziny (w
W tym czasie katolicka Hiszpania była naturalnym schronieniem dla Irlandczyków i mieszkali tam liczni emigranci z Zielonej Wyspy. Zbiegowie w wielu miejscach na kontynencie zakładali szkoły kształcące prawników i księży, którzy mieli wrócić do kraju i pomagać ciemiężonym rodakom.
Wpływowi krajanie i markiz de Mancera, gubernator Galicii (prowincji, w której leżała La Coruńa), zaopiekowali się Williamem Lamportem. Umieścili go w szkole dla młodych irlandzkich szlachciców w Santiago de Compostela. W tym czasie młodzieniec zmienił nazwisko na bardziej hiszpańskie. Odtąd zwał się Don Guillen de Lombardo y Guzman.
Pewnego dnia w galisyjskim porcie Lamport spotkał piratów, z którymi jeszcze niedawno pływał na statku. Według wersji oficjalnej wspaniałą przemową nawrócił na katolicyzm 200 dawnych kamratów Kto wie, czy Irlandczyk po prostu nie namówił piratów na odegranie przedstawienia. W każdym razie wieść o jego wyczynie zrobiła duże wrażenie w ultrakatolickiej, przesiąkniętej kontrreformacją Hiszpanii, i popchnęła karierę Irlandczyka. Najpierw zdobył stypendium na Kolegium Irlandzkim w Salamance, a dwa lata później hrabia de 01ivares – najpotężniejszy człowiek w Hiszpanii i pierwszy minister króla Filipa IV – ściągnął go do prestiżowego Colegio de San Lorenzo el Real w Eskurialu.
Don Guillen de Lombardo y Guzman uczył się języków (poznał ich ostatecznie czternaście), wziął udział w kilku kampaniach wojskowych (m.in. w 1634 r. walczył ze Szwedami pod Nordlingen), zyskał sławę znakomitego szermierza i łamacza kobiecych serc. Pierwowzór Zorra przypominał więc Jamesa Bonda XVII w. tym bardziej, że de Rivares zaczął wysyłać go na tajne misje szpiegowskie. Irlandczyk wspominał o nich w zeznaniach złożonych przed Meksykańską Inkwizycją, ale szczegóły są owiane tajemnicą. Być może jakieś informacje na ten temat pozostają zagrzebane w hiszpańskich archiwach. Ciekawą pamiątką po podróżach Irlandczyka są jego portrety, które wiatach 1634-1635 namalowali Rubens (przechowywany w Timken Museum w San Diego w Kalifornii) i Anton van Dyck (Muzeum Szepmiiveszeti w Budapeszcie).
W1640 r. Lamport został wysłany w swoją najdłuższą misję-do Nowej Hiszpanii, czyli (jak byśmy dzisiaj powiedzieli) do Meksyku. Kiedy 21 kwietnia 1640 r. wypływał z portu w Cadiz, nie sądził, że na zawsze żegna się z Europą. W Hiszpanii pozostawił kochankę w ciąży. Skandal był spory, bo Ana de Cano y Leyva pochodziła ze szlacheckiej rodziny (w stanowym i ultrakatolickim społeczeństwie to wystarczało, by powstał szum). Możliwe, że wziął to pod uwagę de 01ivares, pierwszy minister króla. Uznał, że lepiej, aby jego pupil na jakiś czas zniknął wszystkim z oczu.
Poza tym potrzebował kogoś, kto pilnowałby nowego wicekróla Nowej Hiszpanii – markiza de Villeny, podejrzewanego o spiskowanie z Portugalczykami (rok później, m.in. pod wpływem informacji przekazanych przez Lamporta, został odwołany). Wraz z Williamem popłynęli – co miało okazać się istotne – Juan de Palafox (protegowany de 01ivaresa, nowy biskup Puebli) oraz brat Irlandczyka John (teraz już Juan de Lombardo, franciszkanin).
JAK ZOSTAĆ KRÓLEM
Nowa Hiszpania obejmowała nie tylko Meksyk, ale także obszar południa dzisiejszych Stanów Zjednoczonych oraz kilku środkowoamerykańskich republik. Była to istna beczka prochu, bo od lat narastały konflikty między potomkami hiszpańskich kolonistów (criollos) a urzędnikami przysłanymi z Europy. Przyczyn niezadowolenia nazbierało się wiele: miejscowi nie mieli reprezentacji politycznej (Nowa Hiszpania formalnie była częścią Kastylii, a nie osobną jednostką), non stop rosły podatki, obowiązywał zakaz handlu z innymi koloniami. O wiele gorsza była sytuacja Indian zobowiązanych do przymusowej pracy na rzecz białych oraz czarnoskórych niewolników.
Don Guillen de Lombardo y Guzman vel William Lamport szybko zaprzyjaźnił się z Fernandem Carrillem, jednym z przywódców criollos. Został nauczycielem jego dzieci i za pośrednictwem nowego pracodawcy poznał przedstawicieli miejscowych elit. Irlandczyk znalazł sobie w tym gronie kochankę – została nią Antonia Sandoval, żona markiza Cadereyty, byłego wicekróla Nowej Hiszpanii.
Dowiedział się też o sytuacji miejscowych Indian. W domu Carrilla poznał Don Ignacia – jednego z przywódców wioski, położonej w pobliżu kopalni srebra w Taxco. Był to indio ladino, czyli Indianin mówiący po hiszpańsku. Rodacy Don Ignacia procesowali się z kolonialnymi urzędnikami zmuszającymi ich do wyniszczającej pracy w kopalni srebra, a Lamport udzielał porad prawnych czerwonoskórym. Przynajmniej tak było na początku, później spędzali czas bardziej rozrywkowo: narkotyzując się pejotlem i grzybkami halucynogennymi.
Irlandczykowi sytuacja w Meksyku przypominała nieco Zieloną Wyspę pozostającą pod angielską okupacją. Nigdy nie zapomniał o ojczyźnie: jeszcze w 1639 r. proponował Hiszpanom zorganizowanie inwazji w celu jej wyzwolenia, ale pomysł nie spotkał się z entuzjazmem na królewskim dworze. Irlandii nie mógł pomóc, Meksykowi – bardzo. William Lamport wpadł więc na pomysł, że wyzwoli kraj i zostanie jego władcą.
Gdyby mu się udało, pewnie na miejscowych pesos oglądalibyśmy jego podobiznę. Plan zakładał połączenie sił criollos, Indian i czarnoskórych niewolników oraz zsynchronizowanie ich działań z pomocą zagraniczną. Lamport był świadom, że powstanie miejscowych bez wsparcia innych państw jest bez szans, dlatego zaczął szykować listy do do papieża oraz kilku europejskich władców. W nowej monarchii planował znieść niewolnictwo, przywrócić Indianom zabrane im ziemie i nawiązać stosunki handlowe z Francją, Holandią, Anglią i Portugalią, czyli wrogami Hiszpanii. Lamport widział siebie w roli króla nowego państwa, które co do zasady miało być monarchią elekcyjną. Być może w tym ostatnim punkcie wzór dla niego stanowiła Rzeczpospolita Obojga Narodów.
NIKT NIE SPODZIEWAŁ SIĘ INKWIZYCJI
Don Guillen de Lombardo w swoje plany zaczął wtajemniczać niektórych prominentnych criollos. Don Ignacio zapewnił go, że Indianie z okolic Taxco są gotowi do wystąpienia przeciw kolonialnym władzom. Irlandczyk konsultował się nawet z astrologiem, aby rozpocząć bunt w dniu, w którym będą mu sprzyjać gwiazdy. Kiedy spisek zaczął zataczać coraz szersze kręgi, pojawił się zdrajca.
Przyszły król Meksyku chciał dla sprzysiężenia pozyskać sąsiada – kapitana Felipe Mendeza Ortiza. 5 października 1642 r. opowiedział mu w zarysie o swoich pomysłach i na dowód, jak blisko jest ich realizacji, pokazał kilka dokumentów (według jednego z biografów Lamporta miał się wśród nich znajdować pięciostronicowy list od króla Portugalii). Ortiz niewiele się namyślając doniósł o wszystkim Meksykańskiej Inkwizycji i jeszcze tego samego dnia Irlandczyk wylądował w więzieniu.
Nie musiało to oznaczać tragedii. Po pierwsze Meksykańska Inkwizycja nie przesadzała z wyrokami śmierci (na 235 lat działalności odnaleziono zaledwie 51, ale nie dysponujemy pełną dokumentacją). Po drugie Lamport miał wysoko postawionych znajomych. Na jego nieszczęście jednak w Europie de Ołivares tracił wpływy i już w 1643 r. przestał sprawować funkcję pierwszego ministra. Ponadto meksykańscy inkwizytorzy zasugerowali władzom w Madrycie, że informacja o romansie Lamporta z żoną byłego wicekróla wywoła duży skandal, dlatego postulują tajny proces. Tak naprawdę w czasie jawnego posiedzenia Irlandczyk, skądinąd wierzący katolik, mógłby wymknąć się z jurysdykcji inkwizytorów. Trudno było oskarżać go o poważne przestępstwa natury religijnej. Wprawdzie kapitan Felipe Mendez Ortiz zdradził, że jego sąsiad narkotyzował się pejotlem, co wiązano z wywoływaniem demonów (w Nowej Hiszpanii tylko Indianie mogli ćpać bezkarnie), lecz gdyby ten zarzut upadł, Meksykańska Inkwizycja musiałaby
Inkwizycja musiałaby przekazać więźnia władzom świeckim. Dodatkowo Lamport, bądź co bądź szpieg, zdobył informacje na temat popełnianych przez inkwizytorów licznych nieprawidłowości i na pewno chciałby się nimi podzielić.
W efekcie Irlandczyk przesiedział samotnie osiem lat, nie wiedząc nawet, o co jest oskarżony. Tak często wyglądało postępowanie przed inkwizycją. Zresztą pewne elementy procesu inkwizycyjnego przetrwały po dziś dzień – gdy policja prowadzi śledztwo, potencjalny podejrzany do czasu postawienia mu zarzutów zazwyczaj nie wie, że znajduje się w centrum zainteresowania organów ścigania.
Inkwizycja musiałaby przekazać więźnia władzom świeckim. Dodatkowo Lamport, bądź co bądź szpieg, zdobył informacje na temat popełnianych przez inkwizytorów licznych nieprawidłowości i na pewno chciałby się nimi podzielić.
W efekcie Irlandczyk przesiedział samotnie osiem lat, nie wiedząc nawet, o co jest oskarżony. Tak często wyglądało postępowanie przed inkwizycją. Zresztą pewne elementy procesu inkwizycyjnego przetrwały po dziś dzień – gdy policja prowadzi śledztwo, potencjalny podejrzany do czasu postawienia mu zarzutów zazwyczaj nie wie, że znajduje się w centrum zainteresowania organów ścigania.
WIELKA UCIECZKA
Mieszkający w Hiszpanii bliscy i znajomi Guillena de Lombarda starali się mu w miarę możliwości pomóc. W 1650 roku przyszło od władz z Madrytu pismo, żądające przydzielenia mu współwięźnia. Meksykańska Inkwizycja wykonała zalecenie po swojemu. Wytypowała w tym celu niejakiego Diega Pinta, który miał jej donosić na Lamporta. I tak okazało się, że Irlandczyk uważa się za nieślubnego syna hiszpańskiego króla Filipa III i przyrodniego brata aktualnie panującego Filipa IV. Podobno monarcha i de Olivares znali prawdę…
Niemniej wieczorem 26 grudnia 1650 roku Pinto pomógł Lam- portowi wyłamać kraty i razem uciekli z więzienia. Ze względu na święta Bożego Narodzenia nie było strażników, więc mieli wolną drogę. Irlandczyk planował zostać przez kilka dni w mieście Meksyk, aby nagłośnić swoją sytuację, a później wyjechać do San Lorenzo de los Negros koło Veracruz (ok. 370 km na wschód). Pomysł był dobry, ponieważ tę osadę założyli przed dwudziestu laty zbuntowani czarnoskórzy niewolnicy. Władze kolonialne, nie mogąc ich pokonać, dały im wolność. Wprawdzie mieszkańcy San Lorenzo de los Negros uznawali hiszpańskie zwierzchnictwo, ale udzielali schronienia różnym typom wyjętym spod prawa.
Pierwsze godziny wolności Lamport wykorzystał do ostatniej sekundy. Najpierw zapukał do siedziby markiza Villaflora, nowego wicekróla Nowej Hiszpanii, któremu chciał dostarczyć osiemnastostronicowy list z opisem swojej sytuacji. Strażnik nie chciał wpuścić nocnego gościa do pałacu, ale Irlandczyk wmówił mu, że przyjeżdża z ważną wiadomością z Hawany (Kuba też wchodziła w skład Nowej Hiszpanii). Potem popędził pod katedrę i przybił do jej drzwi listę zarzutów pod adresem Meksykańskiej Inkwizycji. Następnie rozwiesił plakaty podobnej treści na głównych ulicach miasta. Oskarżał inkwizytorów o korupcję, łapówkarstwo, wymuszanie fałszywych zeznań i stwierdzał wprost, że są „wrogami Naszej Świętej Wiary”.
Rankiem 27 grudnia 1650 r. cały Meksyk huczał od plotek na temat dzielnego Don Guillena de Lombarda i jego oskarżeń. Meksykańska Inkwizycja zareagowała błyskawicznie. Nakazała duchownym w kościołach ogłosić, że każdy, u kogo znajdą pisma Irlandczyka, zostanie ukarany. Rozprowadziła też ponad 200 wydrukowanych ulotek z oskarżeniami pod adresem zbiegłych więźniów. Akcja przyniosła skutek. W siedzibie Meksykańskiej Inkwizycji zjawił się niejaki Alonso de Benavides, który wskazał miejsce ukrycia Irlandczyka. 29 grudnia Lamport znów był w więzieniu. Drugi uciekinier Diego Pinto dobrowolnie oddał się w ręce inkwizytorów.
Irlandczyk w samotności czekał na proces. Ukojenia szukał w Bogu, od 1654 r. pisał psalmy (nie mając kartek, używał prześcieradła) – w sumie stworzył ich około tysiąca. Z czasem zaczął zdradzać objawy obłędu. To, że w ogóle żył, zawdzięczał biskupowi Palafoksowi – temu samemu, który razem z nim przybył do Ameryki w 1 640 r. Jednak Palafox popadł w spór z jezuitami, którzy „załatwili” mu przeniesienie do Hiszpanii. W takiej sytuacji inkwizytorzy mogli dopełnić okrutnego dzieła.
8 października 1659 r. ruszył proces Lamporta. 6 listopada został skazany na śmierć. Lista jego przewin była długa. Obok próby wzniecenia rebelii oskarżono go o pakty z demonami, herezję, założenie nowej sekty…
W sumie postawiono mu 238 zarzutów. Aby dodatkowo pognębić Irlandczyka, na czas ogłaszania wyroku zakneblowano go i powieszono za prawe ramię na szubienicy.
19 listopada 1659 r. Don Guillen de Lombardo y Guzman vel William Lamport miał zostać spalony żywcem w mieście Meksyk.
Już wszystko było przygotowane – nieszczęśnika przywiązano do słupa, szyję przytwierdzono za pomocą żelaznej obręczy. Jednak niedoszły król nie stał się bohaterem makabrycznego przedstawienia przygotowanego przez inkwizycję. Powiesił się na obręczy tak mocno, że zginął, unikając daleko boleśniejszej śmierci w płomieniach.
INNI KANDYDACI NA LISA
Lamport nie jest jedynym kandydatem na „ojca” zamaskowanego jeźdźca. W tym kontekście wymienia się catą gromadę postaci historycznych i literackich. Wśród nich są Reginald ze średniowiecznej „Powieści o lisie”, a także Robin Hood oraz legendami bandyci z pogranicza meksykańsko-amerykańskiego jak Salomon Pico (zm.1860) czy Joaquin Murrieta (zm. 1853). Zwłaszcza ten ostatni zyskał popularność jako „prawdziwy Zorro”. Bardziej zawdzięczało scenarzystom łilmu „Maska Zorro” z 1998 roku, którzy nadali to nazwisko tytułowemu bohaterowi, niż rzeczywistym związkom z bohaterem stworzonym przez McCulleya.
LAMPORT STAJE SIĘ „ZORRO”
Pamięć o Williamie Lamporcie przetrwała głównie za sprawą Indian i franciszkanów (zapewne nie bez znaczenia był fakt, że jego brat John należał do tego zakonu). W źródłach pisanych na temat legendy Lamporta zachowało się niewiele, gdyż ze względu na Meksykańską Inkwizycję lepiej było go nie wspominać. W 1667 r. w Nikaragui franciszkanin Diego de la Cruz, Irlandczyk z pochodzenia, został ukarany m.in. za to, że pochwalił swojego rodaka. Poza tym od § czasu do czasu buntownicy przeciwko kolonialnym władzom – idąc w ślady Lamporta | – umieszczali na drzwiach meksykańskiej katedry plakaty lub tablice z oświadczeniami o charakterze politycznym.
Irlandzki awanturnik stał się też inspiracją dla literatów. W 1872 r. meksykański generał Vincente Riva Palacio napisał powieść zatytułowaną „Wspomnienia oszusta: Don Guillen de Lamport, król Meksyku”. Wzorując się na „Trzech muszkieterach” Dumasa, żonglował w swoim dziele prawdą historyczną i fikcją, każąc Lamportowi wieść podwójne życie. W ciągu dnia był to dandys-poeta, który w nocy zmieniał się w nieustraszonego szermierza. Jego przyjacielem był Don Diego – tak „w cywilu” nazywał się Zorro. Z kolei jeden z rozdziałów został zatytułowany „Lis i wilk”, w oryginale… „Zorro y lobo”.
Co ciekawe, Vincente Riva Palacio wykorzystał przezwisko Zorro już wcześniej – nosił je tytułowy bohater jego książki z 1868 r. Martin Garatu- za. Nawiasem mówiąc, prawdziwy Garatuza dostał się w ręce Meksykańskiej Inkwizycji w 1642 r., czyli w tym, co Lamport…
Włoski historyk Fabio Troncarelli, autor biografii Lamporta, zwraca uwagę, że Vincente Riva Palacio był masonem. Z kolei środowisko wolno- mularskie chętnie zapoznawało się z dziełami współbraci. Wśród czytelników powieści meksykańskiego wojskowego znalazł się związany z masonerią amerykański dziennikarz Johnston McCulley. Według Troncarellego ten ostatni „plagiatowa! bez skrupułów” generała. W 1919 r. na łamach magazynu „All-Story Weekly” ukazała się pierwsza część opowiadania McCulleya „The Curse of Capistrano”, w którym powołał do życia postać Zorra. Rok później Douglas Fairbanks wykorzystał opowiadanie jako podstawę scenariusza – i wtedy ruszyła popkulturowa lawina.
O ile od kilkunastu lat o Lamporcie pisze się w kontekście pierwowzoru Zorra, o tyle miejsce w historii Meksyku ma zapewnione od dawna – jako jeden z pierwszych, który myślał o jego niepodległości. W 1910 r. został upamiętniony wśród najważniejszych postaci tego kraju na Pomniku Niepodległości (Monumento de la Independecia), najbardziej charakterystycznym obiekcie w meksykańskiej stolicy.
Kronikarz56
Wysłany: Wto 1:20, 03 Gru 2024
Temat postu:
Okładka pierwszego wydania książki "
POSTRACH CAPISTRANO
", później przemienionej na "
ZNAK ZORRO
", a następnie na "
ZORRO
".
Rok po śmierci Joaquina Murriety ukazała się 90-stronicowa książka "The Life and Adventures of Joaquin Murrieta, The Celebrated California Bandit" ("Życie i przygody Joaquina Murriety, przesławnego bandyty kalifornijskiego") autorstwa Indianina z plemienia Walla - Henry’ego Rollina Ridge’a (znanego także jako Yellow Bird), która przyczyniła się do rozpowszechnienia legendy meksykańskiego bandyty w Stanach Zjednoczonych. Była to jednak wymyślona historia rozmowy pomiędzy Joaquinem, a jego ludźmi, którzy wspominają swoje pełne przygód i niebezpieczeństw życie. Książka odniosła wielki sukces i 5 lat później została wykorzystana w "California Police Gazette" pod tytułem "The Life of Joaquin Murrieta, Brigand Chief of California" ("Życie Joaquina Murriety, największego bandyty w Kalifornii"). Wtedy właśnie pojawiła się opowieść o tym, jak żona Murriety – Carmela została zgwałcona i zabita przez białych osadników podczas kalifornijskiej "gorączki złota". Wraz z nią miał zginąć Alejandro Murrieta, brat Joaquina. Po tym dramacie Meksykanin został bandytą i szukając zemsty za najbliższych, przemierzał Kalifornię chcąc odnaleźć winnych ich śmierci. Nie ma, co prawda, żadnych źródeł potwierdzających prawdziwość tej historii, jednak biorąc pod uwagę fakt, że po chwilowym odejściu z gangu (w roku 1851) Joaquin spędzał czas nie z niejaką Aną Benitez, nie można wykluczyć, że w opowieści tej jest ziarno prawdy. Z jakiegoś powodu Joaquin nie wrócił do swojej żony. Czy już wtedy Rosa Carmela Feliz Murrieta nie żyła? A może sama odeszła, bo miała dość życia u boku poszukiwanego bandyty? Tego już nie wiadomo.
Wizerunek książkowego Murriety coraz bardziej oddalał się od prawdy. Opowieści o nim zyskiwały coraz większą popularność zarówno w Hiszpanii, jak i we Francji. W Chile legenda zakorzeniła się tak silnie, że Joaquina zaczęto nazywać tam "chilijskim bandytą" ("El Bandito Chileno"). Kolejni autorzy pisali bardziej lub mniej udane powiastki o legendarnym Meksykaninie. Charles Howe dodał wątek 10 tysięcy dolarów za głowę Murriety, natomiast Cincinnatus Miller "dorobił" mu bliznę po nożu, idącą od czoła do podbródka. Herbert Howe Bancroft zaczął nazywać bandytę "meksykańskim Robin Hoodem", aż wreszcie w roku 1919 amerykański pisarz Johnston McCulley, zainspirowany legendą o Murriecie, na łamach magazynu literackiego "All-Story Weekly" opublikował powieść w odcinkach, noszącą tytuł "The Curse of Capistrano". Opowiadała ona o szlachetnym XIX-wiecznym banicie nazywanym Zorro, który pod osłoną nocy walczy z czarnymi charakterami - kapitanem Ramonem i sierżantem Gonzalezem. W dzień Zorro wiódł spokojne i beztroskie życie, jako szlachcic Don Diego de la Vego. Powieść McCalleya odniosła ogromny sukces i już rok później została zekranizowana jako niemy film "Znak Zorro" ("The Mark of Zorro"). Na fali popularności pisał wydał jeszcze kilka powieści o przygodach Zorro, który w krótkim czasie stał się jedną z najpopularniejszych postaci w kulturze XX wieku. Pojawienie się kolejnych produkcji filmowych było tylko kwestią czasu. Na początku lat 90. XX-wieku wielkim sukcesem cieszył się również 88-odcinkowy serial telewizyjny "Zorro" (1990-1993), w którym postać Don Diego zagrał Duncan Regehr. Obok niego niezapomniane kreacje stworzyli również - Patrice Martinez, jako zakochana w Zorro Victoria oraz James Victor, grający zabawną postać "gamoniowatego" sierżanta Mendozy.
Losy dwóch postaci, Zorro i Murriety, przeplatały się ze sobą jeszcze kilka razy. W filmie "Mściciel" z roku 1931 zachowano legendę o bandycie – zemsta na wrogach za zabicie żony i brata, ale zmieniono mu pochodzenie. Teraz Zorro był synem hiszpańskiego szlachcica, a do boju rusza odziany w czarną maskę. Jeszcze większą syntezę ukazano w hollywoodzkim filmie "Maska Zorro" ("The Mask of Zorro") z roku 1998 w reżyserii Martina Campbella. Prawdziwy Zorro to szlachcic Don Diego de la Vego (grany przez Anthony’ego Hopkinsa), jednak jego pomocnikiem i zastępcą zostaje Alejandro Murrieta (Antonio Banderas). Alejandro ma jednak do wyrównania osobiste rachunki z wrogiem Zorro – kapitanem Harrym Love, który wcześniej zabił jego brata, Joaquina Murrietę, pozbawiając go głowy i umieszczając ją w słoju z alkoholem. W filmie pojawia się również postać "Jacka Trzy Palce". Twórcy umiejętnie połączyli prawdę historyczną z elementami meksykańskiej legendy o słynnym bandycie. Film doczekał się nawet kontynuacji, w której Zorro nie tylko jest dzielnym bohaterem, ale również kochającym mężem i ojcem…
ZORINA13
Wysłany: Wto 20:29, 11 Lip 2023
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Czyli nie wiadomo ile w tym wszystkim prawdy a ile legendy.
Chociaż po wielu latach starszym ludziom nieraz mieszają się wspomnienia w głowie.
Kronikarz56
Wysłany: Czw 3:55, 15 Cze 2023
Temat postu:
Kapitan Harry Love
Im bardziej rosły zachwyty nad Murrietą, tym bardziej obawiano się buntu meksykańskiej ludności. Postanowiono więc temu zaradzić. 11 maja 1853 roku władze Kalifornii utworzyły specjalny oddział złożony z najlepszych stróżów prawa. Dowództwo nad nimi objął kapitan Harry Love, zaprawiony w boju „łowca głów”, który kilka miesięcy wcześniej zastrzelił groźnego bandytę Pedro Gonzalesa. Cel był jeden – schwytać Murrietę żywego lub martwego.
Harry Love dowiedział się od swoich informatorów, że grupa Murriety nazywana jest teraz gangiem "Pięciu Joaquinów", ponieważ wszyscy jej członkowie noszą te same imiona. Poza przywódcą byli to Bottelier, Carillo, Ocomorenia i Valenzuela. Wkrótce dołączył do nich Manuel Garcia, zwany "Jack Trzy Palce" ("Three-Fingered Jack"). Pierwszy sukces oddział kapitana Love odniósł bardzo szybko. Po niespełna tygodniu w ich ręce wpadł młodszy brat Reyesa Feliza - Jesus. W zamian za uwolnienie zgodził się zdradzić kryjówkę swojego szwagra. Być może dodatkową motywacją Jesusa był fakt, że obwiniał on Joaquina o pozostawienie Reyesa na pewną śmierć. Co ciekawe, kapitan Love dotrzymał słowa i rzeczywiście puścił Jesusa wolno. Ten osiedlił się w miasteczku Bakersfield, gdzie zmarł w roku 1910.
Na podstawie zdobytych informacji strażnicy przejechali ponad 160 km od Przełęczy Panoche w hrabstwie San Benito, 25 lipca 1853 roku zastawili pułapkę na gang Joaquinów w miejscowości Arroyo de Cantuna (dzisiejsze Cantua Creek w pobliżu skrzyżowania drogi międzystanowej nr 5 i autostrady 33 w Kalifornii). Tam wywiązała się strzelanina, w wyniku której zastrzelono Joaquina Murrietę, Joaquina Valenzuelę i Manuela Garcia. Tak zakończył swój żywot jeden z najsłynniejszych meksykańskich bandytów XIX wieku…
Aby odebrać nagrodę za zabicie Murriety kapitan Love musiał udowodnić, że wykonał zadanie. W epoce, w której nie znano testów DNA, a wykonywanie fotografii nie było powszechną praktyką, Harry Love znalazł rozwiązanie, pozwalające mu na dostarczenie dowodów. Najpierw odciął dłoń Manuela Garcii, potem głowę Murriety i umieścił te części ciała w osobnych słojach wypełnionych alkoholem. W ten sposób zakonserwowane dowody obwiózł po kilku miastach Kalifornii. W Stockton, San Francisco i w hrabstwie Mariposa miejscowi chłopi płacili po jednym dolarze, aby móc zobaczyć szczątki sławnych bandytów. Love zebrał zeznania 17 osób, które potwierdziły, że w słoju faktycznie znajduje się głowa Murriety. Z tymi świadectwami udał się do biura szeryfa, po odbiór nagrody w wysokości 5000 dolarów. Pojawiły się również głosy, mówiące, że Love dopuścił się mistyfikacji, a w słoju spoczywała głowa nie Murriety, lecz Joaquina Valenzueli. Natychmiast pojawiły się pogłoski o tym, jakoby Murrieta miał uciec i ukrywać się w Meksyku. W 1879 roku reporter jednej z gazet w Los Angeles, niejaki O.P. Stidger podobno spotkał siostrę Murriety, która przekonywała go, że Joaquin żyje nadal i ma się świetnie. Dziś nie można już potwierdzić żadnej z wersji, gdyż oryginalny słój z głową meksykańskiego bandyty zaginął w San Francisco podczas trzęsienia ziemi w roku 1906.
Do końca XIX wieku pojawiło "świadków", którzy znali osobiście Murrietę. Jedni twierdzili, że go widzieli - inni, że zostali przez niego okradzeni. Kalifornijski etnograf i historyk Frank Latta dotarł nawet do członków rodziny Murriety w Meksyku, która w roku 1920 przedstawiła mu niejakiego Avelina Martineza – starca, który twierdził, że był przyjacielem Murriety. Nie przyznał się do członkostwa w gangu, jednak z całą stanowczością twierdził, że ostatni raz rozmawiał z Joaquinem Murrietą w roku 1877, a więc 24 lata po jego rzekomej śmierci!
ZORINA13
Wysłany: Czw 13:20, 30 Mar 2023
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Murietta popełnił strategiczny błąd zostawiając ofiarę przy życiu.
Jak to legenda potrafi namieszać ludziom w głowie, to nie był żaden wojownik o sprawiedliwość i wolność Meksyku, tylko obrzydliwy bandzior.
Kronikarz56
Wysłany: Czw 4:45, 23 Mar 2023
Temat postu:
Lista kalifornijskich stróżów prawa pod dowództwem kpt. Harry'ego Love z dnia 20 lipca 1853 roku.
W rubryce po prawej stronie widoczna jest notatka mówiąca o schwytaniu i zabiciu bandyty Joaquina Murriety.
Po nieudanym ataku na ranczo Chabolli, Joaquin Murrieta niespodziewanie opuścił swoich towarzyszy i udał się do Nowego Meksyku, by rozpocząć nowe życie u boku młodej kobiety - Any Benitez. Bez niego banda Feliza nie była już tak skuteczna. We wrześniu 1851 roku niepowodzeniem zakończyła się próba ataku na dom Johna Kottingera, którego dzielnie wspierała żona. Następnie Claudio popełnił swój największy błąd. Podczas próby napaści w hrabstwie Monterey, pozostawiono przy życiu jedną z obrabowanych ofiar - mężczyznę zwanego Agapito, który był rdzennym Kalifornijczykiem i członkiem bardzo wpływowej rodziny, powiązanej z politycznymi kręgami. Jego zeznania doprowadziły do wydania listu gończego za członkami bandy. Przestraszeni współtowarzysze opuścili Claudia, który po kilku dniach został otoczony przez stróżów prawa i zastrzelony.
Gdy Murrieta dowiedział się o śmierci swojego szwagra, postanowił zastąpić go i jako nowy przywódca bandy namówił do przyłączenie się do niego Reyesa Feliza, brata Claudio. Niedługo potem razem wzięli udział w strzelaninie, podczas której zginął generał Joshua Bean, szef milicji stanowej. Murrieta uciekł, zostawiając Reyesa samego. Otoczony Feliz został schwytany, oskarżony o morderstwo i powieszony w styczniu 1853 roku. Od tego czasu imię Joaquina Murriety stało się sławne w całej Kalifornii. Im więcej złego mówili o nim Amerykanie, tym bardziej był on chroniony przez meksykańską ludność. Miejscowi chłopi, którzy nienawidzili Jankesów, twierdzili zgodnie, że każdy Meksykanin, który występuje przeciwko amerykańskiemu prawu, musi być patriotą. Joaquin skwapliwie korzystał z ochrony, jaką zapewniali mu jego rodacy. W ciągu dwóch miesięcy zastrzelił 22 obcokrajowców, głównie Azjatów. Do Murriety zaczęli ściągać inni lokalni bandyci. W marcu 1853 roku nowy gang "meksykańskiego patrioty" działał bez przeszkód na dzikich terenach doliny San Joaquin. Przychylni mu Meksykanie tłumaczyli sobie, że Joaquin Murrieta dopuszcza się swoich zbrodni, tylko po to, aby wymusić na Amerykanach zwrócenie terenów, utraconych przez Meksyk po wojnie. W oczach miejscowych chłopów takie działania były całkowicie usprawiedliwione. Właśnie w tym okresie powstała słynna legenda o tym, jakoby zuchwały Murrieta ośmieszał stróżów prawa, pozostawiając swój znak w postaci wyciętej litery „M” wszędzie tam, gdzie się pojawił. Czy w istocie tak było? Źródła milczą na ten temat…
ZORINA13
Wysłany: Sob 12:19, 25 Lut 2023
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Obrzydliwe szczegóły tych zbrodni.
M jak murietta zaraz przypomina mi się Maska Zorro.
Kronikarz56
Wysłany: Śro 4:02, 22 Lut 2023
Temat postu:
Joaquin Murietta - obraz z XIX wieku
.
Pierwszy znany napad gangu Feliza miał miejsce 5 grudnia 1850 roku w hrabstwie Contra Costa. Celem złodziei było ranczo bogatego Anglika. Tuż po zmierzchu grupa 12 zamaskowanych i uzbrojonych w rewolwery oraz własnoręcznie zrobione włócznie, napadła na posiadłość Johna Marsha. Jeden z gości, niejaki William Harrington, został postrzelony i przebity włócznią, gdy próbował bronić własności swojego gospodarza. Zaskoczony Marsh, wraz ze swoją służbą, szybko został spacyfikowany i okradziony. Lokalna prasa donosiła o tajemniczej literze "M" wyrytej na drzwiach wejściowych. Podekscytowany Murrieta, pozostawił swój podpis.
10 dni później (15 grudnia) doszło do kolejnego ataku, tym razem na ranczo Digby Smitha w pobliżu San Jose, które po ataku zostało całkowicie spalone. Następnego dnia, w zgliszczach domostwa odnaleziono zwęglone szczątki rodziny Smith. Okazało się, że zanim doszło do morderstw, wszyscy domownicy zostali starannie związani. Czaszkę Digby'ego zmiażdżono, prawdopodobnie za pomocą kamienia. Głowy pozostałych osadników rozbito toporem.
Na początku lutego 1851 roku banda uderzyła ponownie. Osada rodowitego Kalifornijczyka Anastasio Chabolli, znajdowała się 2 mile od San Jose. Tam gang po raz pierwszy natrafił na zbrojny opór. Strażnicy ranczera byli dobrze uzbrojeni, przez co zmusili bandytów do wycofania się. Po tym nieudanym ataku, Claudio Feliz, wraz ze swoim gangiem, schronił się na wzgórzach Sierra, skąd nocą dokonywał ataków na samotnych podróżnych. Grupa okradała i mordowała swoje ofiary, dokładnie pilnując, by nie pozostawiać żadnych świadków swojej działalności - w myśl zasady, że "
trupy nie zeznają...
"
ZORINA13
Wysłany: Czw 22:00, 09 Lut 2023
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Nie wygląda zbyt sympatycznie ten pierwowzór Zorro.
Przyszła mi do głowy pewna myśl może w serialu Disneya Joaquin Castenada to łagodniejsza wersja Joaquina Murietty ?
To w sumie meksykański chłop walczący o wolność dla swoich.
Proszę napisać co było dalej, urwałeś w ciekawym momencie.
Kronikarz56
Wysłany: Pią 2:58, 20 Sty 2023
Temat postu:
Oryginalny portret Joaquina Murietty
O jego życiu wiadomo niewiele. Prawda na temat Joaquina Murriety miesza się dzisiaj w dużym stopniu z fikcją literacką, powstałą na początku XX wieku. Wątpliwości budzi już samo nazwisko, które w różnych źródłach podawano inaczej (Murrieta, Murieta lub Murrietta). Zapiski o jego chrzcie w roku 1830 sugerują, że Joaquin Murrieta Carrillo urodził się w roku 1829 w meksykańskim mieście Hermosillo, w południowej części stanu Sonora. Jego rodzicami byli Joaquin Murrieta i Rosalia Carrillo. Razem ze swoimi braćmi (Jesus i Antonio) dorastał w biedzie. Gdy zachodnie wybrzeże ogarnęła gorączka złota, postanowił postawić wszystko na jedną kartę i wraz ze swoją żoną Rosą Feliz (w niektórych źródłach pada imię Rosita Carmela lub Rosita Carmel Feliz) oraz jej trzema braćmi przybył do Kalifornii, by się wzbogacić. Wkrótce dołączył do nich Jesus Murrieta.
Złota szukali w okręgu Stanislaus, było to jednak ciężkie i żmudne zajęcie, które nie przynosiło żadnych korzyści. Bogactwo nie przychodziło. Dodatkowo ich pochodzenie sprawiało, że amerykańscy osadnicy byli do nich wrogo nastawieni. Joaquin chcąc zarobić na jedzenie i sprzęt potrzebny do poszukiwać drogocennego kruszcu, w roku 1849 podjął pracę jako "ujarzmiacz dzikich mustangów" w mieście Brentwood. Brat jego żony, Claudio Feliz pracować nie chciał. Postanowił napadać na innych poszukiwaczy i rabować im to, co udało im się znaleźć. Najczęściej jego ofiarami stawali się Azjaci i Hiszpanie. Szybko jednak został schwytany przez miejscowych stróżów prawa i osadzony w więzieniu Stockton. Z pomocą przyszedł mu wtedy Joaquin Murrieta i dziesięciu innych młodych Meksykanów, którym "gorączka złota" nie przyniosła spodziewanego bogactwa. Pod osłoną nocy uwolnili Claudia. Duże zyski, jakie przynosiły kradzieże sprawiły, że od tego dnia, już jako banda, postanowili razem prowadzić złodziejski żywot. Joaquin został prawą ręką swojego szwagra...
ZORINA13
Wysłany: Śro 9:08, 12 Paź 2022
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
I co było dalej ?
Kronikarz56
Wysłany: Czw 1:43, 06 Paź 2022
Temat postu:
Zacznijmy zatem opowieść od samego początku, aby w pełni ją zrozumieć.
W pierwszej połowie XIX wieku Kalifornia była tylko dziką i słabo zaludnioną krainą. Nieurodzajna ziemia sprawiała, że nikt nie chciał się w tym miejscu osiedlać. Do roku 1821 rządzili nią Hiszpanie, potem Meksykanie. W roku 1845, po przyłączeniu zbuntowanej meksykańskiej prowincji Teksasu do Stanów Zjednoczonych (jako 28 stan), pomiędzy Amerykanami, a ich południowymi sąsiadami wybuchł konflikt, który zmienił granice między tymi państwami. Wojna amerykańsko-meksykańska (1846-1848), sprawiła, że Meksyk utracił znaczną część swojego terytorium. Na mocy traktatu pokojowego, podpisanego w Guadalupe Hidalgo, Stany Zjednoczone zyskały Kalifornię, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę, Nevadę, Utah, Kolorado i Wyoming. W zamian anulowano Meksykowi wszystkie długi i dopłacono 15 milionów dolarów. Od tej chwili, granica pomiędzy skłóconymi sąsiadami przebiegała na rzece Rio Grande. Na wojnie najwięcej stracili meksykańscy chłopi, dla których Jankesi stali się najbardziej znienawidzonym wrogiem. Rozpacz po utraconych terenach, pogłębił fakt, że tuż po zakończeniu wojny, w Kalifornii (jeszcze do niedawna należącej do Meksyku) odkryto złoto.
Cenny kruszec podziałał na ludzi jak magnes. W ciągu najbliższych lat do Kalifornii zaczęli ściągać wszyscy, którzy marzyli o odmienieniu swojego życia. "Gorączka złota" sprawiła, że populacja na zachodnim wybrzeżu USA wzrosła z 15 tysięcy do ponad 300 tysięcy. Każdy chciał się szybko wzbogacić - Amerykanie, Irlandczycy, Anglicy, Niemcy, Francuzi i Polacy. Z najdalszych zakątków świata ściągały całe zastępy Azjatów i Australijczyków. Swoje marzenia mieli także Meksykanie, którzy natychmiast wyruszyli na północ w poszukiwaniu lepszego życia. Tam, gdzie jeszcze do niedawna byli gospodarzami, teraz stali się obcymi. W sercach dumnych Meksykanów rodziło to nieodpartą chęć odwetu na Jankesach - zemsty za poniesioną krzywdę, niesprawiedliwość, porażkę i hańbę. Wśród meksykańskich imigrantów był również 18-letni Joaquin Murrieta - człowiek, którego życie stało się inspiracją do powstania postaci Zorro - jednego z najpopularniejszych bohaterów w popkulturze XX wieku...
ZORINA13
Wysłany: Czw 11:23, 22 Wrz 2022
Temat postu: Zorro - mit czy prawda?
Pierwowzór nie ma nic wspólnego z tą romantyczną legendą, którą wszyscy znamy.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin